Jesteś w: Granica

Losy Jasi Gołąbskiej (z domu Borbockiej)

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Jasia Gołąbska, bohaterka powieści Zofii Nałkowskiej „Granica”, urodziła się i wychowała na wsi. Pochodziła z biednej rodziny. Chorujący na serce ojciec był ogrodnikiem w pałacu w Chązebnej u hrabiostwa Tczewskich, a matka zajmowała się domem. Jasia miała jedynego brata Franciszka, którego ojciec posłał do miasta, do szkoły zawodowej, aby wyuczył się fachu ślusarza oraz jedną przyjaciółkę - Justynę Bogutównę, mieszkającą u jej rodziców przez jakiś czas.

Bohaterka, mająca drobniutką i kruchą budowę ciała i wyglądająca przez to na delikatną i malutką, zawsze cicha i nieśmiała, wyszła za mąż jako bardzo młoda dziewczyna. Przeniosła się z mężem do miasta i zamieszkała w kamienicy u pani Kolichowskiej. Mieszkanie było przerobione ze strychu, składało się z maleńkiego pokoiku z ciemną kuchnią. Zaledwie miesiąc po wprowadzeniu na świat przyszło jej pierwsze dziecko.

Mąż Jasi na początku pracował jako kancelista w prywatnym biurze przewozowym, ale szybko został zwolniony. W domu zaczęła się bieda, nie było pieniędzy na jedzenie czy czynsz, a Jasia rodziła kolejne dzieci, które były słabowite i chorowały. Mąż nie mógł znaleźć żadnej pracy, ponieważ miał przestrzelone płuco pod Radzyminem, co czyniło go niezdolnym do rządowej posady. Jako że nikt nie chciał go zatrudnić w biurze, a do pracy fizycznej się nie nadawał, rodzina Gołąbskich przeżywała naprawdę ciężkie dni.

W kolejnych latach bohaterkę dotykały kolejne tragedie. Jej ojciec umarł na serce, musiała zapewnić mieszkanie i opiekę swojej matce. Jedyną osobą, na którą mogła liczyć był jej brat Franek. Pracował w hucie Hettnera, pomieszkiwał trochę u siostry, pomagał jej jak tylko mógł.

W tym czasie Gołąbski zaczął pić, robić awantury w domu, zadał się z szajką złodziei i bandytów, kradł, oszukiwał ludzi, aż pewnego dnia zniknął i więcej się nie pokazał. Do Jasi doszły plotki, że siedzi w więzieniu. Gdy wybrała się na policję, dowiedziała się , że nie było go w areszcie. Wtedy zrozumiała, że po prostu od niej uciekł. Więcej go nie widziała.

Musiała radzić sobie sama. A nie miała łatwego początku po zostaniu słomianą wdową. Pani Kolichowska chciała ją eksmitować wraz z dziećmi za niepłacenie czynszu, ale z uwagi na to, że Jasia była chora po kolejnym porodzie i nie miała gdzie się podziać - pozwoliła jej przenieść się do kąta w piwnicy, oddzielonego przepierzeniem z desek od reszty komórki.

Nowe mieszkanie Jasi znajdowało się na końcu korytarza piwnic, szło się do niego na zgiętych nogach ciemnym korytarzem biegnącym pod kamienicą. Miało maleńką powierzchnię. Stało w nim tylko jedno łóżko, żelazny piecyk do gotowania, z którego leciały sadze i ciągle się dymiło, jeden kubeł z czystą wodą, drugi na pomyje oraz malutkie krzesło. Na ścianie wisiało ubranie, lampa naftowa, która musiała się palić cały dzień. Miejsce pod sufitem było oświetlone jednym maleńkim okienkiem z prętami, pod którym stało kilka garnków i naczynia. Na nic więcej nie było miejsca. W pomieszczeniu była wilgoć, panowała ciemność, śmierdziało stęchlizną. W takich warunkach mieszkała rodzina Jasi Gołąbskiej.

Bohaterce ciężko było powiązać koniec z końcem, tym bardzie że straciła chęć życia. Dostawała na wszystkie dzieci oraz matkę i siebie z miejskiego komitetu tylko dwa obiady, które były ich jedynym posiłkiem na cały dzień.. Nikt nie chciał jej dać pracy ze względu na zły stan zdrowia. Nie mając już sił, całymi godzinami siedziała na stercie gałęzi z małym synkiem, by potem wyprowadzić na podwórko ślepnącą córkę. Jakby tego było mało, jej matka zachorowała na raka, leżała cały czas w łóżku, na którym też całe dnie musiały siedzieć dzieci z uwagi na brak powierzchni podłogowej w mieszkaniu…

Każdego wieczoru Jasia kładła się z pociechami na łóżku przy matce i wszyscy razem zasypiali. Gdy Franek został zwolniony z huty, także on zamieszkał u siostry. Jako że nie było dla niego miejsca na łóżku, sypiał więc pod nim, na gołej podłodze.

W takim otoczeniu zmarły kolejno wszystkie dzieci Gołąbskiej. Całą czwórkę zabrała gruźlica połączona z niedożywieniem i niekorzystnymi warunkami mieszkaniowymi. W międzyczasie Jasia straciła także matkę. Patrząc na wszechobecną śmierć, wydawała się akceptować los i dostrzegać w tym mądrość, Opatrzność Boga, mówiła:
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej