Jesteś w: Zdążyć przed Panem Bogiem

„Zdążyć przed Panem Bogiem” - streszczenie szczegółowe

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Anna Strońska zbiera sztukę ludową – kolekcjonuje figurki Żydów, które przywozi z całej Polski. Ustawia je wszędzie, w grupach. Wyglądają jakby zatrzymali się na chwilę, by porozmawiać, pomodlić się, czy też przeczytać gazetę. Są to Żydzi TAMCI, sprzed wszystkiego. Narratorka przyprowadziła Edelmana do Strońskiej, by popatrzył na te figurki. Anna opowiada im sen sąsiadki, która mieszka na Miłej. Śniło się jej to samo, przez wiele, od chwili, kiedy przeprowadziła się do nowego mieszkania. Kobieta widziała siebie w pokoju, w którym stoją stare meble. Wyczuwała też czyjąś obecność. Pewnej nocy we śnie ujrzała dziewczynę, Żydówkę, która zbliżyła się do okna i wyskoczyła z czwartego piętra na ulicę. Od tamtej nocy sen nie powtórzył się i zniknęło poczucie czyjejś obecności.

Edelman nie zgodził się wystąpić w filmie Wajdy. Oświadczył, że nie będzie mówił niczego przed kamerami, ponieważ opowieść o wydarzeniach z tamtych dni mógł opowiadać jeden raz. I już opowiedział.

Marek Edelman został lekarzem, ponieważ musiał robić nadal to, co robił w getcie. W kwietniu 1943 roku w getcie było czterdzieści tysięcy ludzi i za tylu ŻOB podjął decyzję, że nie pójdą na dobrowolną śmierć. Po skończonej wojnie, Marek miał wrażenie, że dla niego ta wojna była przegrana. Wciąż zdawało mu się, że coś musi zrobić, że ktoś na niego czeka i trzeba go ratować. Zaczął jeździć od miasta do miasta, od kraju do kraju, ale na miejscu okazywało się, że nikt na niego nie czeka. W końcu wrócił do Warszawy i położył się na łóżku. Przesypiał całe dnie i tygodnie. Wreszcie Ala zapisała go na medycynę. Ala była już wtedy jego żoną. Poznał ją, gdy przyszła z patrolem zorganizowanym przez doktora Świtala z AK, żeby wyprowadzić ich z bunkra na Żoliborzu. Przebywali tam od zakończenia powstania warszawskiego, między innymi: Antek, Celina i Tosia Goliborska.

Medycyna początkowo nie interesowała Edelmana. Po powrocie do domu kładł się do łóżka, więc jego znajomi zaczęli rysować na ścianie nad łóżkiem różne rzeczy, żeby choć w taki sposób coś zapamiętał. Taki stan rzeczy trwał około dwóch lat. Czasami zasiadał w jakimś prezydium, lecz o wydarzeniach w getcie opowiadał powściągliwie. Z tego okresu najlepiej zapamiętał śmierć Mikołaja, członka „Żegoty”, który jako pierwszy ze znanych mu ludzi umarł śmiercią naturalną na łóżku szpitalnym. Przed śmiercią Mikołaj zostawił mu zeszyt, w którym skrupulatnie zapisywał na co wydawali pieniądze. Marek nie zabrał brulionu ze szpitala, lecz o rozmowie z chorym opowiedział Antkowi i Celinie. Śmiali się z tego, że Mikołaj umierał tak dziwnie – leżąc w czystej pościeli na łóżku.

Pewnego dnia Edelman zjawił się na jakimś wykładzie i usłyszał, że profesor mówi: „Kiedy lekarz wie, jak wygląda oko chorego, jak wygląda skóra, jak język, to powinien wiedzieć, co temu choremu jest”. Słowa te wywarły na nim ogromne wrażenie i pomyślał, że choroba człowieka jest rozsypaną łamigłówką, którą należy odpowiednio złożyć, by wiedzieć, co jest w człowieku. Od tej pory zajął się medycyną, uświadamiając sobie, że jako lekarz może nadal odpowiadać za ludzkie życie. W klinice, w której później pracował, stała wielka palma. Czasami przystawał pod nią, spoglądając na sale, na których leżeli jego pacjenci. Jego zadaniem było ocalenie jak najwięcej osób. Podobnie jak w czasie, kiedy stał w bramie Umschlagplatzu. Kiedy nie było żadnej szansy na wyleczenie, pragnął zapewnić ludziom komfortową śmierć – by nie bali się, nie cierpieli i nie poniżali się. O Edelmanie mawiano, że ożywia się dopiero wtedy, gdy zaczyna się wyścig ze śmiercią.

W takich sytuacjach odpowiadał, że kiedy Pan Bóg chce zgasić świeczkę, to on musi szybko osłonić płomień, wykorzystując chwilową nieuwagę Stwórcy. Jeśli coś takiego mu się udaje, ma wrażenie, że wywiódł Boga w pole. Uważał, że ma do tego prawo, ponieważ obok niego przeszło czterysta tysięcy ludzi na Umschlagplatz. Ważnym było przede wszystkim to, aby przesunąć wyrok Stwórcy o kilka bądź kilkanaście lat. Dla Marka było to bardzo dużo. Córka Tenenbaumowej, która dzięki numerkowi życia zyskała trzy miesiące, w ciągu których dowiedziała się, czym jest miłość. Jego pacjentki, które leczył na stenozy i zastawki, zdążyły dorosnąć, założyć rodziny i urodzić dzieci. Jedną z jego pacjentek była dziewięcioletnia dziewczynka, Urszula, ze zwężeniem zastawki dwudzielnej płuc. Było to w czasach, kiedy w Polsce nie operowano jeszcze dzieci.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 -  - 8 -  - 9 -  - 10 -  - 11 -  - 12 -  - 13 -  - 14 -  - 15 -  - 16 - 



  Dowiedz się więcej