Jesteś w: Zdążyć przed Panem Bogiem

„Zdążyć przed Panem Bogiem” - streszczenie szczegółowe

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Tego dnia Marek miał na sobie czerwony sweter z angory, „po bardzo bogatym Żydzie”, którego Niemcy pewnego dnia wyciągnęli z piwnicy. Na skrzyżowanych na piersi pasach wisiały dwa rewolwery. Był chłodny dzień, dziewiętnasty kwietnia. Obudzony strzałami, dobiegającymi z daleka, ubrał się dopiero o dwunastej. Był z nimi chłopak, Zygmunt, który przyniósł broń i poprosił go, aby zaopiekował się po wojnie jego córką, która ukrywała się w klasztorze w Zamościu. Dotrzymał słowa i po wojnie odnalazł dziewczynę. Wyszli, aby rozejrzeć się po okolicy i na podwórku dostrzegli kilku Niemców. Wtedy jeszcze nie mieli „wprawy w zabijaniu”, więc ruszyli dalej.

Po trzech godzinach strzały umilkły. Ich terenem było tak zwane getto fabryki szczotek – Franciszkańska, Świętojańska i Bonifraterska. Następnego dnia wysadzono bramę i wybuch zabił kilkudziesięciu Niemców. Po wybuchu Niemcy zaczęli szturmować getto, którego broniło czterdzieści osób. Wieczorem trzech Niemców z białą flagą zaczęło przekonywać ich do podania się, obiecując, że zostaną wysłani do specjalnego obozu. Broniący zaczęli strzelać, co później zanotowano w raportach Stroopa. Nikogo nie zabili, ale w tamtej chwili nie było to ważne – najważniejszą kwestią było samo strzelanie, uważane za bohaterstwo.

Dziewiętnastego kwietnia miała odbyć się likwidacja getta. Informacja o tym dotarła do nich dzień wcześniej. Osiemnastego kwietnia sztab, złożony z pięciu osób, zebrał się u Anielewicza. Przydzielili zadania – Anielewicz miał zająć się gettem centralnym, Geller i Edelman – szopami Toebbensa i fabryką szczotek. Pożegnali się, choć nigdy wcześniej tego nie robili. Anielewicz był ich komendantem, ponieważ bardzo o to prosił. Przed wojną mieszkał na Solcu. Jego matka zajmowała się sprzedażą ryb, a on malował rybom skrzela czerwoną farbą, żeby wyglądały na świeże. Był ambitny i chodził wiecznie głodny. Nigdy nie widział, jak ładuje się ludzi na Umschlagplatzu do wagonów.

W dniu akcji nie spotkali się. Nazajutrz Marek zobaczył Anielewicza, który był już zupełnie innym człowiekiem. Od Celiny dowiedział się, że chłopak siedział i powtarzał, że wszyscy zginą. Ożywił się tylko na wiadomość od AK, że mają czekać w północnej części getta. Nic na nich nie robiło wrażenia, nawet chłopak spalony żywcem na Miłej, którego krzyki słyszeli przez cały dzień. Anielewicz ciągle miał nadzieję, że zwyciężą, że nadejdą jakieś posiłki. Zawsze jednak twierdził, że idą na śmierć w imię honoru i historii.

Miał dziewczynę, Mirę, z którą zjawił się siódmego maja na Franciszkańskiej. Następnego dnia, na Miłej, zastrzelił najpierw ukochaną, a później popełnił samobójstwo. Tego dnia osiemdziesiąt osób popełniło samobójstwo. Lutek Rotblat zastrzelił matkę i siostrę. Ruth strzelała do siebie siedem razy, zanim trafiła. Później mówiono, że ta śmierć była symboliczna i tak właśnie powinno być. W tym miejscu teraz jest skwer, na który w pogodne dni przychodzą matki z dziećmi. Jest tam usypany kopiec z kamieniem i napisem, który jest świadectwem zbiorowej mogiły, ponieważ nigdy nie przeniesiono stamtąd kości zmarłych na cmentarz.

Marek dowodził czterdziestoma żołnierzami, lecz żaden z nich nie pomyślał, by popełnić samobójstwo. Przez dwadzieścia dni wydawał rozkazy i nauczył się wielu rzeczy. Potrafił uderzyć w twarz, kiedy ktoś zaczynał histeryzować. Potrafił spać, gdy Niemcy wiercili w murach dziury, by wysadzić getto. Stracił pięciu ludzi w walce i nie czuł wyrzutów sumienia. Potrafił też zatrzymać chłopca, który prosił go o adres po stronie aryjskiej, mówiąc mu, że jeszcze na to za wcześnie. Przedzierali się w południe, kiedy Niemcy szli na obiad. Wtedy nie denerwował się, ponieważ nic większego niż śmierć nie mogło ich spotkać.

Za murem, sięgającym pierwszego piętra, widzieli stronę aryjską. Widzieli ludzi, kręcącą się karuzelę. Słyszeli też muzykę, bojąc się, że zagłuszy ona ich krzyki i odgłosy walki, a wówczas nikt niczego nie zauważy. Dopiero później dowiedział się, że Sikorski odznaczył pośmiertnie Krzyżem Virtuti Militari Michała Klepfisza, chłopaka, który zasłonił własnym ciałem karabin maszynowy, by pozostali mogli się przedrzeć dalej. Dzięki niemu udało się odeprzeć atak Niemców.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 -  - 8 -  - 9 -  - 10 -  - 11 -  - 12 -  - 13 -  - 14 -  - 15 -  - 16 - 



  Dowiedz się więcej