Jesteś w:
Ludzie bezdomni
Motyw rozstania w powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” dotyczy przede wszystkim pary głównych bohaterów, Tomasza i Joanny.
Judym był lekarzem, a Podborska guwernantką. Pierwszy raz spotkali się w paryskim Luwrze, zaś zaprzyjaźnili i pokochali w uzdrowisku Cisy, w którym oboje pracowali. Ich narzeczeństwo upływało na spacerach, rozmowach, a czasem nieśmiałych pocałunkach. Kobieta sprawiała, że wrażliwy mężczyzna choć na chwilę zapominał o całej niesprawiedliwości świata, ofiarując jej w zamian obietnicę stworzenia szczęśliwej rodziny, której tak pragnęła (była przecież sierotą).
Niestety, w ostatnim rozdziale powieści, o symbolicznym tytule „Rozdarta sosna”, deklarująca chęć pomocy przy prowadzeniu szpitala dla potrzebujących Joanna została odepchnięta przez ukochanego. Usłyszała, że nie mogą być razem, ponieważ on musi spłacić zaciągnięty u społeczeństwa „dług” i musi to zrobić w pojedynkę.
Joasia nie oponowała, nie chciała na siłę zatrzymywać Tomasza, płakała tylko cicho, a po jakimś czasie wstała, mówiąc: „Szczęść ci Boże”, na co odpowiedział: „Daj Panie Boże”.
Motyw rozstania w „Ludziach bezdomnych”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimMotyw rozstania w powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” dotyczy przede wszystkim pary głównych bohaterów, Tomasza i Joanny.
Judym był lekarzem, a Podborska guwernantką. Pierwszy raz spotkali się w paryskim Luwrze, zaś zaprzyjaźnili i pokochali w uzdrowisku Cisy, w którym oboje pracowali. Ich narzeczeństwo upływało na spacerach, rozmowach, a czasem nieśmiałych pocałunkach. Kobieta sprawiała, że wrażliwy mężczyzna choć na chwilę zapominał o całej niesprawiedliwości świata, ofiarując jej w zamian obietnicę stworzenia szczęśliwej rodziny, której tak pragnęła (była przecież sierotą).
Niestety, w ostatnim rozdziale powieści, o symbolicznym tytule „Rozdarta sosna”, deklarująca chęć pomocy przy prowadzeniu szpitala dla potrzebujących Joanna została odepchnięta przez ukochanego. Usłyszała, że nie mogą być razem, ponieważ on musi spłacić zaciągnięty u społeczeństwa „dług” i musi to zrobić w pojedynkę.
Joasia nie oponowała, nie chciała na siłę zatrzymywać Tomasza, płakała tylko cicho, a po jakimś czasie wstała, mówiąc: „Szczęść ci Boże”, na co odpowiedział: „Daj Panie Boże”.