Jesteś w: Ludzie bezdomni

Młodzieńczy idealizm Judyma w konfrontacji z rzeczywistością

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Tomasz Judym, bohater powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” to idealista, który w imię wyznawanych wartości gotów jest poświęcić całe swoje życie, szanse na szczęśliwą rodzinę, na błyskotliwą karierę, na finansową stabilizację.

Wywodzący się ze społecznych nizin Judym obiecał sobie w czasie studiów medycznych, że w przyszłości postara się spłacić dług, zaciągnięty jego zdaniem u społeczeństwa, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby polepszyć żywot najbiedniejszych.

To był jego życiowy cel – pomoc potrzebującym. Starał się go realizować konsekwentnie, nie zniechęcając się odrzuceniem przez konserwatywne warszawskie środowisko medyczne po swoim planie poprawy sytuacji biedoty, ogłoszonym podczas wykładu u doktora Czernisza. Wszyscy lekarze zanegowali program Judyma, nazywając go marzycielem i idealistą. W czasie ostrej dyskusji zarzucono mu, że ubolewa nad sprawami nie będącymi polem działania lekarza (według nich Żydzi i parobkowie nie zaliczali się do kręgu pacjentów), krzywdzi środowisko twierdzeniem, iż lekarze zajmują się jedynie bogatymi. Zebrani zaczęli wyliczać podejmowane inicjatywy:
„Czy w istocie tak źle jest z nami? Oto powstają wystawy higieniczne, towarzystwa przeciwżebracze, urządza się przytułki noclegowe, funduje kąpiele dla ludu, zabawy - a wreszcie towarzystwo higieniczne, nic nie mówiąc o dziełach miłosierdzia dokonywanych w ciszy”.
Kolejne bolesne zderzenie z tradycjonalistycznym otoczeniem nastąpiło podczas pobytu w ośrodku Cisy, gdzie oficjalnie pełnił rolę lekarza, a nieoficjalnie zajmował się zaopatrzeniem, naprawami, dbaniem o zdrowie robotników. Gdy wysunął plan osuszenia czworaków, zamieszkałych przez najbiedniejszych, został zwolniony. Jakiekolwiek próby wcielenia swoich idei w życie spotykały się z natychmiastowym odrzuceniem.

Nie wiadomo, jak skończył się pobyt Judyma w Zagłębiu, gdzie pracował jak doktor przy kopalni „Sykstus” w Sosnowcu. Aby realizować tam swoje plany spłacenia społecznego długu i poprawy higieny i zdrowia robotników, wyrzekł się miłości do Joasi Podborskiej. Według niego rzeczywistość była tak twarda, że wymagała całkowitego poświęcenia się sprawie, uważał, że jest odpowiedzialny za biednych ludzi, nie może mieć żony, ani żadnej rzeczy czy uczucia, póki nie zmieni ich losu:

„Otrzymałem wszystko, co potrzeba... Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty... Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!”.



  Dowiedz się więcej