Jesteś w: W pustyni i w puszczy

Opis burzy piaskowej

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Po porwaniu Staś i Nel wraz z Idrysem, Gebherem, Chamisem i Beduinami przemierzali pustynię. O drugiej po południu upał mimo zimowej pory stał się nie do zniesienia, a w powietrzu czuć było swąd. Jeden z Beduinów ostrzegł Idrysa, że z zachodniej części pustyni nadciąga wiatr, a ten kazał popędzić wielbłądy by nadchodzący wiatr dotarł do nich jedynie częściowo.

Na południowym zachodzie pociemniał widnokrąg. Słońce się wzmogło, zrobiło się duszno. Zapanowała cisza przerywana spękaniami zwierząt. Powietrze zaczęło drgać. Do karawany zbliżała się wielka chmura. Porywy zaczęły unosić piasek w kształcie lejków, w powietrzu pojawiły się także wiry. Po chwili chmura dopadła podróżników z wielką gwałtownością i uderzyła w nich. Oczy i usta podróżników wypełniły się kurzem. Zapadł mrok. Nie było widać najbliższych zwierząt, a huk wiatru zagłuszył nawoływania. Czuć było zapach czadu. Wielbłądy odwróciły się do wiatru tyłem i pochyliły głowy.

Porywacze wiedzieli, że by przetrwać huragan muszą wciąż się poruszać. Gdy pierwsze uderzenie osłabło popędzili wielbłądy. W chwilowej ciszy zaczął opadać pył, który czuć było w nozdrzach, gardle i płucach. W powietrzu pozostał tylko czerwony pył, a słońce prześwitywało w kolorze miedzi. Na końcu równiny Arabowie dostrzegli koleją, wyższą chmurę, z której wystrzelały olbrzymie słupy – wielkie piaszczyste wiry.

Wicher uderzył z taką siłą, że omal nie przewrócił zwierząt. Wędrowców ogarnął jeszcze ciemniejszy niż poprzednio mrok. Wokół krążyły ciemne, niewyraźne przedmioty, które Arabom wydały się duchami. Wśród szumu wichru słychać było dziwne, złudne odgłosy. Sudańczycy bali się, że jeśli dopadnie ich wir postrąca jeźdźców i rozproszy wielbłądy lub zasypie ich zupełnie. Porywacze zeskoczyli ze zwierząt, by trzymać je za postronki. W karawanę uderzały fale żwiru, który biczował ludzi i zwierzęta, zaś mknący piasek kłuł jak szpilki. Podróżnicy kręcili się w kółko. Czasem wicher wyrywał im ziemię spod nóg, a czasem zasypywał do wysokości kolan. Trwało to godzinami.

Idrys już miał się zdecydować by zawrócić i jechać z wiatrem, jednak przez czarne chmury zaczęło przeświecać sinawe światło. Ciemność uczyniła się jeszcze głębsza i nagle odezwał się grzmot, jakby z niebios staczały się skały. Co chwila słychać było nowe uderzenia, niektóre gromy trwały przez dłuższy czas. Wiatr ucichł i nagle nastała martwa cisza. Ciemność zapadła całkowita, rozjaśniana od czasu do czasu jaskrawymi błyskawicami. Na koniec spadły wielkie krople dżdżu, który po huraganie następuje prawie zawsze.



  Dowiedz się więcej