Jesteś w: Medaliony

Medaliony – streszczenie

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Dno

To co pani naprzód opowiedzieć? – zastanawia się przez chwilę. – Sama nie wiem.
Przed narratorką siedzi kobieta siwa, zaokrąglona, łagodna. Przeszła takie rzeczy, w które nikt by nie uwierzył. I ona sama nie uwierzyłaby także, gdyby nie to, że to prawda. Kobieta miała męża i dwoje dzieci. Rodzina została rozdzielona, wszystkich wzięto do obozów: męża do Pruszkowa, syna wzięli z powstania i kontakt się zerwał. Matka z córką, wpierw skatowane na Pawiaku, zostały potem wywiezione do Niemiec. Kobieta pokazuje pobite ręce. Wspomina, że nie powiedziała Niemcom, że jej dzieci należały do organizacji, że syn uczył polskich konspirantów posługiwać się bronią. Torturowano na Pawiaku wszystkich: bito, robiono zastrzyki, spuszczano krew, wrzucano do cel ze szczurami, które wyjadały mięso z żywych jeszcze ludzi. Dopiero skatowanych więźniów rozstrzeliwano.

W Niemczech ona i córka pracowały w fabryce amunicji. Dwanaście godzin na dobę, w letnich sukienkach i drewniakach, mimo jesieni i zimy. Panował straszliwy głód i choroby z zimna i umęczenia. Kobiety dostawały dziennie kubek czarnej kawy, kromkę chleba i talerz wygotowanych liści jako zupę. Spały w lagrze na gołej ziemi, zaledwie kilka godzin. Nad ranem musiały wytrzymywać długie apele, w deszczu i mrozie. Za niewyrobienie normy karane były bunkrem, w którym najczęściej umierały z zimna i głodu. Esmanki znęcały się nad więźniarkami za najmniejsze przewinienie – złe umycie kubka po ciemku, złe pościelenie łóżka. Śmiały się z kobiet, które słabły lub umierały podczas apeli. Nie wolno było sobie pomagać, rozmawiać, ogrzewać się. Mimo zakazu niektóre kobiety jadły mięso z trupów w bunkrach.

Kobieta ożywia się, gdy przechodzi do bardzo ciekawej, jak ją nazywa, opowieści. Kiedy transportowano kobiety z Pawiaka do Ravensbr�ck, przewożono je po sto w wagonach bydlęcych. Nie miały wody, całą drogę stały ciasno jedna obok drugiej. Pociąg zatrzymał się. Kobiety zaczęły wyć nieludzkimi głosami do wody. Jeden z niemieckich oficerów, z innego pociągu, zainteresował się, co jest w tych wagonach. Powiedziano mu, że przestępcy. Odplombowano jednak wagon. Na widok tych kobiet, oficer tak się przeraził, że rozcapierzył ręce, a jego oczy zrobiły się okrągłe ze strachu. Więźniarki były mokre od potu, czarne na twarzy od kurzu, śmierdziały, stały w gnoju, wyły jak zwierzęta. Żadna się nie udusiła, jak to było wśród mężczyzn, ale niektóre zwariowały. Rzucały się i gryzły inne, wykrzykiwały zatajone na Pawiaku nazwiska. Rozstrzelano je od razu. Rozmówczyni Nałkowskiej żałuje, że nie zapamiętała nazwisk tych więźniarek. Były wśród nich wartościowe, zasłużone kobiety (…). Widzi pani, widzi pani! Nawet Niemiec, i to się przeląkł, jak nas zobaczył. Cóż to dziwnego, że one nie mogły wytrzymać.

Kobieta cmentarna

Narratorka opisuje drogę na warszawski cmentarz pod tamtym murem – mowa o murze oddzielającym getto od aryjskiej strony miasta. Domy, w których więziono stłoczonych, skazanych na śmierć Żydów, są teraz przeraźliwie puste. Tak jakby miejsce umarłych, cmentarzysko, zaczynało się już tutaj, w dawnym getcie. Zresztą całą Warszawę obiegają wiadomości o śmierci. Ludzie giną na wszelkie sposoby(…), pod każdym pretekstem. W kaplicach cmentarnych trumny stoją rzędem. Śmierć zwyczajna, osobista, wobec ogromu śmierci zbiorowej wydaje się czymś niewłaściwym. Ale rzeczą bardziej wstydliwą jest żyć. Ze świata przedwojennego nie zostało nic. W powietrzu wisi atmosfera śmierci, drażniące i oddzielające ludzi od siebie nawzajem poczucie strachu i pustki. Rzeczywistość jest do wytrzymania, gdyż niecała dana jest w doświadczeniu. Albo dana niejednocześnie. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji, w echach wystrzałów, w dalekich dymach rozpływających się po niebie, w pożarach, o których historia mówi, że „obracają w perzynę”, chociaż nikt nie rozumie tych słów. Ta rzeczywistość, daleka i zarazem rozgrywająca się o ścianę, nie jest prawdziwa. Dopiero myśl o niej usiłuje pozbierać ją, unieruchomić i zrozumieć.

Cmentarz. Miejsce umarłych śmiercią zwyczajną, jednostkową. Napisy nagrobne to skrępowana konwenansem mowa zmarłych, ich ciche przypominanie swoich imion i nazwisk, czasem prośba o modlitwę, czasem wyraz nadziei na wieczność. Grobami opiekuje się kobieta z miotłą i polewaczką. Narratorka przychodzi na cmentarz w czasach grozy, a więc jeszcze w okresie wojny (Nałkowska spędziła okupację w stolicy). Kobieta cmentarna jest pogodna, zdaje się, że rozumie wszystko, z czym ludzie do niej przychodzą. Można z nią porozmawiać o grobach, o losach zwłok i losach ludzi. Jest spokojna, zrównoważona, pewna swej wiedzy i celowości swego zajęcia. Gdy bombardowano cmentarz, opiekunka grobów łagodnym tonem mówiła:
nic im nie będzie (…). Nie umrą przecież drugi raz.
Nałkowska odwiedza cmentarz ponownie, po wojnie. Kobieta cmentarna wygląda jakby przeszła ciężką chorobę. Jest roztrzęsiona, wychudła. Mówi cicho i niepewnie, że ludzie wcale tutaj nie mogą żyć. W mieszkaniach po polskiej stronie muru było słychać odgłosy pacyfikacji getta. Polacy wiedzieli, co się dzieje po drugiej stronie muru. Kobieta opowiada o tym w sposób, jakby wciąż płonęły domy, Niemcy wciąż urządzali polowania na Żydów, matki z dziećmi bezustannie wyskakiwały z okien. Ona nadal słyszy przeraźliwe krzyki, płacz. Nadal nie może spać, jeść, nikt nie może tego wytrzymać. Kobieta sądzi, że Żydzi nienawidzą Polaków bardziej niż Niemców, że chcą wymordować wszystkich Polaków. Wiedziała lepiej, do czegoś jej była potrzebna ta wiara. Ręce kobiety drżą, płacze opowiadając, jak kobiety żydowskie wyrzucają z okien swoje dzieci, a z najmniejszymi skaczą razem. Wolą szybką śmierć niż spalenie żywcem. Opiekunka cmentarza wspomina widok mężczyzny, który skłaniał syna, małego chłopca, do skoku. Dziecko się bało, więc wyskoczyli obaj. Najgorszy jest dźwięk – głuche plask, plask. Kobieta cmentarna wciąż słyszy ten odgłos.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 



  Dowiedz się więcej