Jesteś w: Medaliony

Medaliony – streszczenie

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim


Dwojra zgłosiła się do pracy w fabryce amunicji w Skarżysku-Kamiennej. Na jedynym oku, które jej zostało, zrobił się jęczmień, ale nie chciała iść do szpitala, bo to było jednoznaczne ze skazaniem się na śmierć. To właśnie była selekcja Niemców. Dwojra pracowała więc niewidoma, znów chciała żyć.

Zęby wyrwała sobie sama. Za złote plomby kupowała chleb. Kobieta opowiada, że po trzynastu miesiącach pracy, przeniesiono fabrykę ze Skarżyska do Częstochowy. Zbliżali się już wtedy Rosjanie. Kiedy sowieci weszli do Częstochowy, z piętnastu tysięcy Żydów zostało pięć tysięcy. Resztę Niemcy wywieźli w głąb Rzeszy. Dwojra także zostałaby wywieziona, ale podczas spisu jej grupy, nadeszli Rosjanie i majstrzy niemieccy uciekli.
Tak, cieszyliśmy się bardzo. Bośmy już nie byli za drutami, bośmy byli wolni. Witaliśmy ich, aleśmy ani krzyczeli, ani nic. (…) Nie mieliśmy siły…
Wiza

Nie mam niechęci do Żydów. Tak samo jak nie mam niechęci do mrówki ani do myszki. Rozpoczyna swoje opowiadanie kobieta, która przyszła z wizytą do narratorki. Jest dosyć tęga, ma krótko ostrzyżone włosy, duże okulary; ma na sobie obozowy pasiak i czapeczkę. Niczego nie potrzebuje, nie prosi, brzydzi się pieniędzmi – nie chce nawet tych, które dostała w Opiece. Kiedy uśmiecha się na wspomnienie o myszce, widać, że jest młoda i ładna, tylko zeszpecona tym ubraniem i uczesaniem więziennym. Była w obozie. Któregoś razu obierała w kuchni blokowej kartofle. Znalazła tam gniazdko myszy. Jej towarzyszka chciała rzucić je kotu, ale ona sama nie pozwoliła. Pamięta jednak swoją myśl:
a jak on będzie, ten kot, jadł te myszy? (…) Była we mnie taka ciekawość jak w gestapowcu – jak to będzie wyglądało?...

W początkach wojny kobieta przeszła na chrześcijaństwo, mówi, że męka Pana Jezusa pomogła jej łatwiej znieść te wszystkie okrucieństwa, które oglądała. W obozie była jako Polka, nie Żydówka.
Wiza to łąka pod lasem, pod drzewami. Podczas czyszczenia bloku, które trwało kilka dni, esmanki i Jugosłowianki wyganiały wszystkie więźniarki na wizę. Kobiety stały tam bez jedzenia, bez roboty, kilkanaście godzin dziennie; Francuzki, Holenderki, Belgijki, najsłabsze – Greczynki i najsilniejsze – Polki i Rosjanki. Kobieta mówi, że najgorzej, że było ich tak dużo. Nie wiadomo czy ta, która opowiada, była wśród stojących na wizie, czy może patrzyła z zewnątrz, ponieważ mówi: one, a nie: my. Kobiety stały tam ciasno – brudne, owrzodzone, chore, umierające. Żadna nie chciała być na skraju, bo te najszybciej umierały. Mimo chorób, otwartych ran, więźniarki tuliły się do siebie z zimna.

Podczas bicia, kobieta modliła się, żeby nie czuć nienawiści, nic więcej – jak mówi. Ma złamaną nogę, ale nie chce się tym zająć. Pójdzie do szpitala, lecz jeszcze nie teraz. Dostała niedawno list z Poznania od koleżanki z obozu, którą właśnie chce odwiedzić i chciałaby jeszcze zobaczyć morze w Gdańsku. Kobieta wraca do wspomnień z obozu.
Na wizie, kobiety schylały głowy i wciskały się między inne, jak mogły. Wciąż się to wszystko razem ruszało. (…) Jeden dzień był też zimny, ale w południe pokazało się słońce. Kobiety przesunęły się więc w tę stronę. Przesunęły się nie jak ludzie, tylko jakby jakieś zwierzątka. Albo jakby jakaś masa… Tamtego dnia Greczynki śpiewały hymn narodowy żydowski. To nie była fizyczna siła, proszę pani, bo przecież one właśnie były najsłabsze. To była siła tęsknoty i pragnienia.
Następnego dnia Niemki zrobiły selekcję. Wiza była pusta.

Człowiek jest mocny

Pałac w Chełmnie, w którym pracował Michał P., wysadzono w powietrze w czasie, gdy spłonęły cztery krematoria w lesie Żuchowskim. Był piękną, zabytkową budowlą, grającą rolę metafory w tym obrzędzie,, który odbywał się tu przez długi czas z nieodmiennym codziennym ceremoniałem. Przywożono ciężarówkami ludzi jeszcze żywych, będących jeszcze sobą, we własnych ubraniach podróżnych. Na wejściu widniał napis: „Zakład Kąpielowy”. Kazano przybyłym rozebrać się, niektórzy jeszcze brali ręcznik i mydło. Po czym wganiano ich w pośpiechu do wielkich aut gazowych. Zatrzaskiwano hermetyczne drzwi. Wtedy zamknięci wewnątrz ludzie orientowali się, krzyczeli, bili w ściany samochodu. Po nastaniu ciszy auto odjeżdżało w ustalonym kierunku. Nadchodził kolejny transport ludzi i nadjeżdżał nowy samochód gazowy.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 



  Dowiedz się więcej