Jesteś w:
Zbrodnia i kara
„Pewność, że opuszcza go wszystko, nawet pamięć, nawet zwykła zdolność rozumowania – dręczyła go nieznośnie. >>Czyżby to się już zaczynało? Czyżby to już przyszła kara?<<” – fragment monologu Rodiona Raskolnikowa z I rozdziału drugiej części powieści „Zbrodnia i kara”, gdy budzi się po dokonaniu podwójnego morderstwa stanowi początek fizycznej i psychicznej udręki bohatera.
Zbrodnia sprawiła, że bohatera naszło nagłe osłabienie. Po powrocie do mieszkania wpadł w otępienie, w malignie odzyskiwał co jakiś czas świadomość: „(…) był to stan gorączkowy, połączony z majaczeniem i półprzytomnością”, po chwili znowu zapadając w sen, przerywany spazmami.
Rodia chorował kilka dni. Jego zachowanie uległo tak znacznej zmianie, że rodzina i przyjaciele nie poznawali w tym dziwnym człowieku dawnego Raskolnikowa. Z apatii i zobojętnienia wyprowadzały go tylko nowe wiadomości na temat „owego zabójstwa…”.
Na spotkaniach z prowadzącym śledztwo Porfirym wielokrotnie sam prowokował policjanta i sprawdzał wszystkie podejrzenia na siebie. Zbrodniarz pragnął ukarania, można by tak powiedzieć. W czasie jednego z przesłuchań krzyknął głośno i dobitnie:
„Proszę pana (…) nareszcie widzę wyraźnie, że pan mnie podejrzewa o zabójstwo tej staruszki i jej siostry Lizawiety”.
Bohater popadał w coraz większy obłęd, wpadł w manię prześladowczą. Pewnego wieczoru podczas samotnego spaceru wydawało mu się, że ktoś rzucił mu w twarz „ty morderco”, stanął wtedy jak wryty:
strona: - 1 - - 2 -
Wpływ dokonanej zbrodni na dalsze życie Raskolnikowa
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskim„Pewność, że opuszcza go wszystko, nawet pamięć, nawet zwykła zdolność rozumowania – dręczyła go nieznośnie. >>Czyżby to się już zaczynało? Czyżby to już przyszła kara?<<” – fragment monologu Rodiona Raskolnikowa z I rozdziału drugiej części powieści „Zbrodnia i kara”, gdy budzi się po dokonaniu podwójnego morderstwa stanowi początek fizycznej i psychicznej udręki bohatera.
Zbrodnia sprawiła, że bohatera naszło nagłe osłabienie. Po powrocie do mieszkania wpadł w otępienie, w malignie odzyskiwał co jakiś czas świadomość: „(…) był to stan gorączkowy, połączony z majaczeniem i półprzytomnością”, po chwili znowu zapadając w sen, przerywany spazmami.
Rodia chorował kilka dni. Jego zachowanie uległo tak znacznej zmianie, że rodzina i przyjaciele nie poznawali w tym dziwnym człowieku dawnego Raskolnikowa. Z apatii i zobojętnienia wyprowadzały go tylko nowe wiadomości na temat „owego zabójstwa…”.
Na spotkaniach z prowadzącym śledztwo Porfirym wielokrotnie sam prowokował policjanta i sprawdzał wszystkie podejrzenia na siebie. Zbrodniarz pragnął ukarania, można by tak powiedzieć. W czasie jednego z przesłuchań krzyknął głośno i dobitnie:
„Proszę pana (…) nareszcie widzę wyraźnie, że pan mnie podejrzewa o zabójstwo tej staruszki i jej siostry Lizawiety”.
Bohater popadał w coraz większy obłęd, wpadł w manię prześladowczą. Pewnego wieczoru podczas samotnego spaceru wydawało mu się, że ktoś rzucił mu w twarz „ty morderco”, stanął wtedy jak wryty:
strona: - 1 - - 2 -