Jesteś w:
Zdążyć przed Panem Bogiem
Zadzwonił do Profesora, mówiąc, że Urszulka zaraz się udusi. Profesor zjawił się po dwóch godzinach i jeszcze tego samego dnia przeprowadził operację. Dziewczynka przeżyła, skończyła szkołę, wyszła za mąż. Czasami odwiedza ich w szpitalu. Potem w szpitalu leżała Teresa z wadą serca, która po zabiegu poprosiła, aby wypisać ją do domu. Edelman, zdziwiony faktem, że nikt jej nie odwiedzał, poszedł do jej krewnych. Mieszkała z chorą matką i choć miała dopiero dziesięć lat, opiekowała się dwiema młodszymi siostrami. Ona również odwiedza lekarzy, mówiąc, że osiągnęła wszystko, czego pragnęła. Edelman zajmował się także Grażyną z domu dziecka, której radził, aby nie miała dzieci. Po porodzie wróciła do szpitala z niedomogą krążenia. Mąż nie zgadza się na jej zabieg, a kobieta chodzi na spacery z dzieckiem i stopniowo gaśnie każdego dnia.
Marek mówi, że każdy człowiek, za którego czuje się odpowiedzialny, staje się mu bliski i wie o nim wszystko. Kiedy jednak opuszczają szpital i wracają do zdrowia, zapomina ich twarze, ponieważ pojawia się nowy pacjent i on staje się w tej chwili najważniejszy. Parę dni temu do szpitala przywieziono siedemdziesięcioletnią staruszkę z niedomogą. Przed operacją pomodliła się o błogosławieństwo dla rąk Profesora i myśli lekarzy z Pirogowa. Lekarzami z Pirogowa są Edelman i Aga Żuchowska.
Powstańców było 220, a Niemców – 2090. Niemcy mieli lotnictwo, artylerię, pojazdy pancerne, miotacze min, 82 karabiny maszynowe, 135 pistoletów maszynowych i 1358 karabinów. Na jednego powstańca w getcie przypadał 1 rewolwer, 5 granatów i 5 butelek zapalających. W całym getcie były dwie miny i jeden automatyczny pistolet. Do getta Niemcy wkroczyli 19 kwietnia o czwartej. Walka rozpoczęła się na placu Muranowskiego, Zamenhofa i ulicy Gęsiej. O czternastej Niemcy wycofali się, a powstańcy cieszyli się, że tego dnia na Umschlagplatz nie wyprowadzono żadnego człowieka. Następnego dnia wrócili o drugiej, próbują sforsować bramę fabryki szczotek, lecz wybucha mina.
W końcu wdzierają się na strych, a Michał Klepfisz zasłania swoim ciałem niemiecki karabin, by grupa mogła uciec. Niemcy podchodzą z opuszczoną bronią, proponując zawieszenie broni i wycofanie rannych, powstańcy strzelają do nich, lecz nie trafiają żadnego. Scena ta opisana została w książce Johna Herseya: „The Wall”. Do esesmanów, na rozkaz Edelmana, strzelał Zygmunt. Marek jest jedynym żywym człowiekiem spośród powstańców, który uczestniczył w tej scenie. Po latach nie odczuwa zakłopotania na myśl, że naruszyli wówczas zasady zachodnioeuropejskiej tradycji reguły wojennej fair play. Ci trzej Niemcy byli dokładnie ci sami, którzy wywieźli do Treblinki czterysta tysięcy ludzi. Stroop w raporcie napisał o „bandytach”, którzy otworzyli ogień do parlamentariuszy.
Po wojnie Edelman zobaczył Stroopa, który zjawił się przed Prokuraturą i Komisją do Badań Zbrodni. Za stołem siedzieli prokurator, przedstawiciel Komisji i Marek Edelman. Do pokoju wprowadzono wysokiego mężczyznę, który stanął na baczność. Edelman podniósł się, a Stroop oddał mu honory wojskowe. Lekarz, zapytany o to, czy Stroop zabijał ludzi, odparł, że nigdy wcześniej nie widział tego człowieka. Pytany przed Komisję, potwierdzał zeznania skazanego, ponieważ chciał jak najszybciej wyjść z pokoju i było mu przykro, że stoi przed nim człowiek bez pasa i ma już jeden wyrok śmierci.
Wieczorem wszyscy zeszli do piwnic. W nocy przybiegł chłopiec, krzycząc, że Niemcy podpalili getto. Wybuchła panika. Rejon fabryki szczotek stanął w ogniu, zaczęli więc przedzierać się przez płomienie do getta centralnego. Ludzie biegli między spadającymi belkami. Nagle ujrzeli dziurę w murze i reflektor, oświetlający getto. Strzelili, pobiegli dalej. Niemcy otworzyli ogień, zginęło sześciu chłopców. Wykopali grób, śpiewając „Międzynarodówkę”. Tego samego dnia przedostali się piwnicami do drugiego domu. Czterech ludzi poszło wybić przejście, a na górze byli Niemcy i wrzucali do piwnicy granaty. Do ich schronienia zaczął przedostawać się czad, więc musieli zasypać otwór, choć pozostał w nim jeden chłopak. Nie mogli już na niego czekać. Płonęło całe getto, więc wszyscy przenieśli się do piwnic. W pomieszczeniach było gorąco. Jakaś kobieta wypuściła na podwórko dziecko. Niemcy dali malcowi cukierka, żeby wskazał, gdzie jest jego mamusia. Potem wysadzili schron, zabijając kilkaset osób.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 -
„Zdążyć przed Panem Bogiem” - streszczenie szczegółowe
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimZadzwonił do Profesora, mówiąc, że Urszulka zaraz się udusi. Profesor zjawił się po dwóch godzinach i jeszcze tego samego dnia przeprowadził operację. Dziewczynka przeżyła, skończyła szkołę, wyszła za mąż. Czasami odwiedza ich w szpitalu. Potem w szpitalu leżała Teresa z wadą serca, która po zabiegu poprosiła, aby wypisać ją do domu. Edelman, zdziwiony faktem, że nikt jej nie odwiedzał, poszedł do jej krewnych. Mieszkała z chorą matką i choć miała dopiero dziesięć lat, opiekowała się dwiema młodszymi siostrami. Ona również odwiedza lekarzy, mówiąc, że osiągnęła wszystko, czego pragnęła. Edelman zajmował się także Grażyną z domu dziecka, której radził, aby nie miała dzieci. Po porodzie wróciła do szpitala z niedomogą krążenia. Mąż nie zgadza się na jej zabieg, a kobieta chodzi na spacery z dzieckiem i stopniowo gaśnie każdego dnia.
Marek mówi, że każdy człowiek, za którego czuje się odpowiedzialny, staje się mu bliski i wie o nim wszystko. Kiedy jednak opuszczają szpital i wracają do zdrowia, zapomina ich twarze, ponieważ pojawia się nowy pacjent i on staje się w tej chwili najważniejszy. Parę dni temu do szpitala przywieziono siedemdziesięcioletnią staruszkę z niedomogą. Przed operacją pomodliła się o błogosławieństwo dla rąk Profesora i myśli lekarzy z Pirogowa. Lekarzami z Pirogowa są Edelman i Aga Żuchowska.
Powstańców było 220, a Niemców – 2090. Niemcy mieli lotnictwo, artylerię, pojazdy pancerne, miotacze min, 82 karabiny maszynowe, 135 pistoletów maszynowych i 1358 karabinów. Na jednego powstańca w getcie przypadał 1 rewolwer, 5 granatów i 5 butelek zapalających. W całym getcie były dwie miny i jeden automatyczny pistolet. Do getta Niemcy wkroczyli 19 kwietnia o czwartej. Walka rozpoczęła się na placu Muranowskiego, Zamenhofa i ulicy Gęsiej. O czternastej Niemcy wycofali się, a powstańcy cieszyli się, że tego dnia na Umschlagplatz nie wyprowadzono żadnego człowieka. Następnego dnia wrócili o drugiej, próbują sforsować bramę fabryki szczotek, lecz wybucha mina.
W końcu wdzierają się na strych, a Michał Klepfisz zasłania swoim ciałem niemiecki karabin, by grupa mogła uciec. Niemcy podchodzą z opuszczoną bronią, proponując zawieszenie broni i wycofanie rannych, powstańcy strzelają do nich, lecz nie trafiają żadnego. Scena ta opisana została w książce Johna Herseya: „The Wall”. Do esesmanów, na rozkaz Edelmana, strzelał Zygmunt. Marek jest jedynym żywym człowiekiem spośród powstańców, który uczestniczył w tej scenie. Po latach nie odczuwa zakłopotania na myśl, że naruszyli wówczas zasady zachodnioeuropejskiej tradycji reguły wojennej fair play. Ci trzej Niemcy byli dokładnie ci sami, którzy wywieźli do Treblinki czterysta tysięcy ludzi. Stroop w raporcie napisał o „bandytach”, którzy otworzyli ogień do parlamentariuszy.
Po wojnie Edelman zobaczył Stroopa, który zjawił się przed Prokuraturą i Komisją do Badań Zbrodni. Za stołem siedzieli prokurator, przedstawiciel Komisji i Marek Edelman. Do pokoju wprowadzono wysokiego mężczyznę, który stanął na baczność. Edelman podniósł się, a Stroop oddał mu honory wojskowe. Lekarz, zapytany o to, czy Stroop zabijał ludzi, odparł, że nigdy wcześniej nie widział tego człowieka. Pytany przed Komisję, potwierdzał zeznania skazanego, ponieważ chciał jak najszybciej wyjść z pokoju i było mu przykro, że stoi przed nim człowiek bez pasa i ma już jeden wyrok śmierci.
Wieczorem wszyscy zeszli do piwnic. W nocy przybiegł chłopiec, krzycząc, że Niemcy podpalili getto. Wybuchła panika. Rejon fabryki szczotek stanął w ogniu, zaczęli więc przedzierać się przez płomienie do getta centralnego. Ludzie biegli między spadającymi belkami. Nagle ujrzeli dziurę w murze i reflektor, oświetlający getto. Strzelili, pobiegli dalej. Niemcy otworzyli ogień, zginęło sześciu chłopców. Wykopali grób, śpiewając „Międzynarodówkę”. Tego samego dnia przedostali się piwnicami do drugiego domu. Czterech ludzi poszło wybić przejście, a na górze byli Niemcy i wrzucali do piwnicy granaty. Do ich schronienia zaczął przedostawać się czad, więc musieli zasypać otwór, choć pozostał w nim jeden chłopak. Nie mogli już na niego czekać. Płonęło całe getto, więc wszyscy przenieśli się do piwnic. W pomieszczeniach było gorąco. Jakaś kobieta wypuściła na podwórko dziecko. Niemcy dali malcowi cukierka, żeby wskazał, gdzie jest jego mamusia. Potem wysadzili schron, zabijając kilkaset osób.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 - - 11 - - 12 - - 13 - - 14 - - 15 - - 16 -