Jesteś w:
Zdążyć przed Panem Bogiem
Marek wspomina kręcenie podczas wojny w getcie filmu „Requiem dla 500000”, w którym widać, jak ludzie idą do wagonów, trzymając w rękach bochenki chleba. Spokój przerwały strzały wywołanego w getcie powstania. Edelman sprzeciwia się twierdzeniu, że śmierć w milczeniu jest gorsza od śmierci z bronią w ręku. Uważa, że niegodnym jest przeżycie cudzym kosztem. O wiele łatwiej było umierać tym, którzy walczyli w powstaniu niż tym, którzy odjechali wagonami i musieli wykopać sobie dół, a potem rozebrać się do naga. Marek wspomina zbiegowisko w getcie, które przyglądało się jak Niemcy obcinali brodę stojącemu w beczce Żydowi. Bohater pomyślał wówczas, że najważniejszą rzeczą było nie dać się wepchnąć w beczkę. Przed wojną przekonywał Żydów, aby zostali w Polsce, gdyż wkrótce będzie tu socjalizm. Dlatego nie uciekł za granicę, jak jego koledzy, gdy wybuchła wojna. Każdego roku, w rocznicę powstania dostawał bukiet kwiatów, nie wiadomo od kogo. Narratorka nie wie czy powinna o tym wspominać, podobnie jak o prostytutkach pracujących w getcie.
Edelman podczas wojny codziennie opuszczał getto jako szpitalny goniec, nie zdecydował się jednak na ucieczkę. Przed wojną był nikim, a w trzy lata później był członkiem komendy ŻOB-u, jednym z pięciu ludzi wybranych z trzystu tysięcy. Miał świadomość, że na jego miejscu powinien znaleźć się „Adam”, jednak ten załamał się, gdy jego dziewczynę zabrano na Pawiak. Marek zajął się wyprowadzaniem z Umschlagplatzu tych, którzy byli najbardziej potrzebni. Obok Umschlagplatzu mieściło się ambulatorium, w którym pracowały uczennice szkoły pielęgniarskiej. Ludzie czekali na załadowanie do wagonów w budynku szkoły. Gdy pewnego dnia własowcy gwałcili tam dziewczynę, nikt jej nie pomógł. Przeżyła jednak wojnę i była szczęśliwa. Pola Lifszyc, mając szansę na uratowanie, zdecydowała się wsiąść do wagonu z matką. O Korczaku pamiętają wszyscy, o niej – nikt.
Numerki na życie ratowały przedv pójściem na Umschlagplatz. Było to we wrześniu, na dwa dni przed końcem akcji likwidacyjnej. Hercelowa, lekarz naczelny szpitala, otrzymała kilkanaście numerków, które rozdzielała między najbardziej godne osoby. Niektórym udało się przeżyć, niektórzy zaznali dzięki temu kilku szczęśliwych dni. Marek również otrzymał numerek życia. W getcie jednym ze sposobów na przeżycie była miłość, ludzie brali ślub, a niedługo później szli na Umschlagplatz. 22 lipca 1942 roku zapadła decyzja o likwidacji getta. Członkowie ŻOB-u wiedzieli co to oznacza. Pierwszy raz wspomniano wówczas o walce zbrojnej. Gdy jednak przerwano akcję zaniechano przygotowań.
Edelman wspomina o myślach pacjentów po zawale. Wilczkowski myślał o wspinaczce, Rudny o działce ogrodniczej, zaś Bubnerowa o swej pracy – skręcaniu długopisów. Opisuje także ich zajęcia po przebytej operacji. Wspomina o córce zabitego komendanta Umschlagplatzu, który nie chciał ludziom z ŻOB-u dać pieniędzy na broń, ponieważ płacił za ukrywanie dziecka. Dla Marka śmierć zastępcy komendanta miała sens – po tym już nikt nie odmówił dawania pieniędzy na broń.
Gdy w getcie zostało sześćdziesiąt tysięcy Żydów stworzono jedną organizację wojskową dla całego getta – Żydowską Organizację Bojową – ŻOB. Liczyła ona pięćset osób. W styczniu, po kolejnej akcji, zostało osiemdziesięciu. Nie szli już pokornie do transportów – zaczęli się buntować. AK i PPR dostarczało im broń. Radiostacja Kościuszki nadawała w tych dniach apele wzywające do walki. Pewnego dnia Anielewicz postanowił zdobyć broń i na Miłej zabił werkszuca. W odwecie Niemcy zabrali wszystkich z Zamenhofa – kilkaset osób. Żydzi wydawali również gazetki, które łączniczki rozwoziły po całej Polsce. Ludzie z ŻOB-u kazali uciec mieszkańcom getta w Piotrkowie, ponieważ pracę dla gminy uważali za kolaborację. Udało im się wykupić łączniczkę z rąk Ukraińców, a także ocalić grupę przenoszącą powielacz gazetek.
Edelman wspomina podpalenie getta przez Niemców po wybuchu powstania. Części osób udało się uciec przez wyrwę w murze, dzięki celnemu strzałowi w oświetlający ją reflektor. Po wojnie Edelman odnalazł córkę Zygmunta, Elżunię. Wyjechała do Ameryki, gdzie zaadoptowali ją jacyś bogaci ludzie. Potem popełniła samobójstwo. Edelman opisuje szczegóły powstania – ukrywanie się w piwnicach, nieudane akcje AK, momenty załamania pomoc prostytutek, jedzenie, jakim żywili się powstańcy, kolejne ofiary wśród Żydów. Wspomina, że wszystko działo się szybko. Marek nie potrafił odpowiedzieć ludziom, co mają robić. 8 maja dowiedzieli się o samobójstwie Anielewicza, a dzień później dzięki kanalarzom przedostali się poza getto, do wylotu przy ulicy Prostej. Porównując walkę w powstaniu warszawskim stwierdza, że była komfortowa.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 -
Streszczenie „Zdążyć przed Panem Bogiem”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimMarek wspomina kręcenie podczas wojny w getcie filmu „Requiem dla 500000”, w którym widać, jak ludzie idą do wagonów, trzymając w rękach bochenki chleba. Spokój przerwały strzały wywołanego w getcie powstania. Edelman sprzeciwia się twierdzeniu, że śmierć w milczeniu jest gorsza od śmierci z bronią w ręku. Uważa, że niegodnym jest przeżycie cudzym kosztem. O wiele łatwiej było umierać tym, którzy walczyli w powstaniu niż tym, którzy odjechali wagonami i musieli wykopać sobie dół, a potem rozebrać się do naga. Marek wspomina zbiegowisko w getcie, które przyglądało się jak Niemcy obcinali brodę stojącemu w beczce Żydowi. Bohater pomyślał wówczas, że najważniejszą rzeczą było nie dać się wepchnąć w beczkę. Przed wojną przekonywał Żydów, aby zostali w Polsce, gdyż wkrótce będzie tu socjalizm. Dlatego nie uciekł za granicę, jak jego koledzy, gdy wybuchła wojna. Każdego roku, w rocznicę powstania dostawał bukiet kwiatów, nie wiadomo od kogo. Narratorka nie wie czy powinna o tym wspominać, podobnie jak o prostytutkach pracujących w getcie.
Edelman podczas wojny codziennie opuszczał getto jako szpitalny goniec, nie zdecydował się jednak na ucieczkę. Przed wojną był nikim, a w trzy lata później był członkiem komendy ŻOB-u, jednym z pięciu ludzi wybranych z trzystu tysięcy. Miał świadomość, że na jego miejscu powinien znaleźć się „Adam”, jednak ten załamał się, gdy jego dziewczynę zabrano na Pawiak. Marek zajął się wyprowadzaniem z Umschlagplatzu tych, którzy byli najbardziej potrzebni. Obok Umschlagplatzu mieściło się ambulatorium, w którym pracowały uczennice szkoły pielęgniarskiej. Ludzie czekali na załadowanie do wagonów w budynku szkoły. Gdy pewnego dnia własowcy gwałcili tam dziewczynę, nikt jej nie pomógł. Przeżyła jednak wojnę i była szczęśliwa. Pola Lifszyc, mając szansę na uratowanie, zdecydowała się wsiąść do wagonu z matką. O Korczaku pamiętają wszyscy, o niej – nikt.
Numerki na życie ratowały przedv pójściem na Umschlagplatz. Było to we wrześniu, na dwa dni przed końcem akcji likwidacyjnej. Hercelowa, lekarz naczelny szpitala, otrzymała kilkanaście numerków, które rozdzielała między najbardziej godne osoby. Niektórym udało się przeżyć, niektórzy zaznali dzięki temu kilku szczęśliwych dni. Marek również otrzymał numerek życia. W getcie jednym ze sposobów na przeżycie była miłość, ludzie brali ślub, a niedługo później szli na Umschlagplatz. 22 lipca 1942 roku zapadła decyzja o likwidacji getta. Członkowie ŻOB-u wiedzieli co to oznacza. Pierwszy raz wspomniano wówczas o walce zbrojnej. Gdy jednak przerwano akcję zaniechano przygotowań.
Edelman wspomina o myślach pacjentów po zawale. Wilczkowski myślał o wspinaczce, Rudny o działce ogrodniczej, zaś Bubnerowa o swej pracy – skręcaniu długopisów. Opisuje także ich zajęcia po przebytej operacji. Wspomina o córce zabitego komendanta Umschlagplatzu, który nie chciał ludziom z ŻOB-u dać pieniędzy na broń, ponieważ płacił za ukrywanie dziecka. Dla Marka śmierć zastępcy komendanta miała sens – po tym już nikt nie odmówił dawania pieniędzy na broń.
Gdy w getcie zostało sześćdziesiąt tysięcy Żydów stworzono jedną organizację wojskową dla całego getta – Żydowską Organizację Bojową – ŻOB. Liczyła ona pięćset osób. W styczniu, po kolejnej akcji, zostało osiemdziesięciu. Nie szli już pokornie do transportów – zaczęli się buntować. AK i PPR dostarczało im broń. Radiostacja Kościuszki nadawała w tych dniach apele wzywające do walki. Pewnego dnia Anielewicz postanowił zdobyć broń i na Miłej zabił werkszuca. W odwecie Niemcy zabrali wszystkich z Zamenhofa – kilkaset osób. Żydzi wydawali również gazetki, które łączniczki rozwoziły po całej Polsce. Ludzie z ŻOB-u kazali uciec mieszkańcom getta w Piotrkowie, ponieważ pracę dla gminy uważali za kolaborację. Udało im się wykupić łączniczkę z rąk Ukraińców, a także ocalić grupę przenoszącą powielacz gazetek.
Edelman wspomina podpalenie getta przez Niemców po wybuchu powstania. Części osób udało się uciec przez wyrwę w murze, dzięki celnemu strzałowi w oświetlający ją reflektor. Po wojnie Edelman odnalazł córkę Zygmunta, Elżunię. Wyjechała do Ameryki, gdzie zaadoptowali ją jacyś bogaci ludzie. Potem popełniła samobójstwo. Edelman opisuje szczegóły powstania – ukrywanie się w piwnicach, nieudane akcje AK, momenty załamania pomoc prostytutek, jedzenie, jakim żywili się powstańcy, kolejne ofiary wśród Żydów. Wspomina, że wszystko działo się szybko. Marek nie potrafił odpowiedzieć ludziom, co mają robić. 8 maja dowiedzieli się o samobójstwie Anielewicza, a dzień później dzięki kanalarzom przedostali się poza getto, do wylotu przy ulicy Prostej. Porównując walkę w powstaniu warszawskim stwierdza, że była komfortowa.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 -