Jesteś w: Dżuma

Motyw choroby w „Dżumie”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Nazwa tej odmiany choroby pochodziła od dymienic, czyli wielkich wrzodów, które powstawały na ciele zakażonego. Pojawiały się one na nogach i szyi, w miejscach, gdzie znajdowały się węzły chłonne. Doktor Rieux opisał zabieg przecinania dymienic: „Należało otwierać wrzody, to jasne. Dwa cięcia nożykiem chirurgicznym na krzyż i gruczoły wyrzucały papkę zmieszaną z krwią. Chorzy krwawili rozkrzyżowani. Plamy zjawiały się na brzuchu i na nogach, gruczoł przestawał ropieć, potem nabrzmiewał znowu. Najczęściej chory umierał w straszliwym smrodzie”. Widzimy zatem, że przecinanie wrzodów było zabiegiem doraźnym, który przynosił jedynie chwilową ulgę. Doktor nie miał jednak zbyt wielu innych możliwości. Zwłaszcza w pierwszym stadium epidemii, kiedy kolejne próbki serum okazywały się nieskuteczne.

Doktor nie wiedział wiele o dżumie. Co prawda odnalazł sporo informacji w relacjach historycznych, jednak nie zawierały one opisu leczenia choroby. Dżuma uznawana była wówczas jako zaraza niemal wymarła, która ponadto nie pojawiała się od dziesiątek lat w krajach o klimacie podobnym do algierskiego. Rieux nie mógł więc liczyć na konsultacje i porady innych lekarzy. Musiał więc trzymać się tego, czego był pewien i postępować zgodnie z intuicją: „Trzeba trzymać się tego, co się wie; odrętwienie i wyczerpanie, czerwone oczy, brudne usta, bóle głowy, dymienice, straszliwe pragnienie, majaczenia, plamy na ciele, wewnętrzne rozćwiartowanie i po tym wszystkim... (…) «Puls staje się nitkowaty, nieznaczny ruch chorego poprzedza śmierć»”. Takie właśnie wiadomości na temat dżumy udało mu się odnaleźć w podręcznikach medycznych. Wkrótce sam przekonał się, że dobrze opisywały one przebieg chrobry.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 - 



  Dowiedz się więcej