Jesteś w:
W pustyni i w puszczy
Ekranizacja z 2000 roku powieści „W pustyni i w puszczy” weszła na ekrany dwadzieścia siedem lat po pierwszej adaptacji Władysława Ślesickiego. W tym okresie wielką popularnością cieszyły się przeniesione na ekran takie lektury, jak „Pan Tadeusz” oraz „Ogniem i mieczem”, a prace trwały nad „Quo vadis” i „Przedwiośniem”. Realizatorzy liczyli więc na sukces komercyjny. Twórcy zapowiedzieli, że stworzą zupełnie nową wersję filmową powieści przeznaczoną dla masowego odbiorcy, jednak oddającą prozę polskiego noblisty. Pragnęli skupić się Głównia na wartkiej akcji. Jednym z większych wyzwań było uwspółcześnienie prozy, która powstała przed dziewięćdziesięciu laty.
Filmowcy z góry zrezygnowali z haseł stawiających wyżej cywilizację białych Europejczyków nad mieszkańcami Afryki. Film kręcono zaledwie trzy miesiące, większość zdjęć robiąc w Republice Południowej Afryki we współpracy z tamtejszymi realizatorami oraz w Tunezji. Na początku kręcenia obrazu, ze względów zdrowotnych, musiał zrezygnować pierwotny reżyser Maciej Dutkiewicz. Zastąpił go południowoafrykański filmowiec Gavin Hood, który jednak przejął całą koncepcję poprzednika. Atutem filmu jest niezapomniana muzyka uznanego skrzypka jazzowego i kompozytora – Krzesimira Dębskiego, który poprzednio pracował przy „Ogniem i mieczem”. Ciekawie brzmią zarówno utwory z elementami arabskimi, jak i murzyńskimi.
W celu obsadzenia głównych ról przeprowadzono casting, który cieszył się dużym zainteresowaniem. Ostatecznie wybrano piętnastoletniego Adama Fidusiewicza i ośmioletnią Karolinę Sawkę. Z kolei w pozostałych rolach zatrudniono znanych i lubianych Polskiej widowni aktorów, między innymi w roli Władysława Tarkowskiego obsadzono Artura Żmijewskiego, w roli Rawlisona – Andrzeja Strzeleckiego, Lindego – Krzysztofa Kolbergera, zaś Kaliopulego – Krzysztofa Kowalewskiego. Podobnie jak w poprzedniej ekranizacji najlepiej na ekranie wypadły dzieci. Są naturalne i spontaniczne i w pełni sprostały wymogom wielotygodniowej produkcji. Także uznani aktorzy dobrze wywiązali się ze swoich ról.
Film z racji swej długości (niecałe dwie godziny) pomija wiele wątków. Brak jest istotnego w powieści obrazu pustyni, który u polskiego noblisty kreślony jest przez jedną trzecią utworu. Obraz burzy piaskowej także nie jest przekonujący. Autorzy szczegółowo ukazali za to rodzinną sielankę w Port Saidzie. Poszczególne wątki zostały uproszczone z myślą o najmłodszych widzach. Z pewnością dominuje wartka, niczym w filmie akcji fabuła, kolejne sceny szybo się zmieniają, dlatego na filmie nie sposób się nudzić. Na pozytywną oceną zasługują także zdjęcia Afryki, które choć nieco „pocztówkowe”, robią na widzu wrażenie. Z pewnością „W pustyni i w puszczy w reżyserii Hooda jest przykładem kina familijnego – takie też było założenie twórców. Zredukowano do minimum przemoc, przez co film stracił na wiarygodności.
Ogólnie adaptację Gavina Hooda należy uznać za udaną, głównie dzięki grze aktorów, afrykańskim krajobrazom, wartkiej akcji i muzyce Dębskiego. Fil jednak, bardziej niż jego poprzednik, odbiega od pierwowzoru, znacznie spłycając powieściową wersję. Zafascynowani historią Stasia i Nel z pewnością powinni sięgnąć po pierwowzór – książkę Sienkiewicza.
Ekranizacja „W pustyni i w puszczy” Hooda (2000)
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimEkranizacja z 2000 roku powieści „W pustyni i w puszczy” weszła na ekrany dwadzieścia siedem lat po pierwszej adaptacji Władysława Ślesickiego. W tym okresie wielką popularnością cieszyły się przeniesione na ekran takie lektury, jak „Pan Tadeusz” oraz „Ogniem i mieczem”, a prace trwały nad „Quo vadis” i „Przedwiośniem”. Realizatorzy liczyli więc na sukces komercyjny. Twórcy zapowiedzieli, że stworzą zupełnie nową wersję filmową powieści przeznaczoną dla masowego odbiorcy, jednak oddającą prozę polskiego noblisty. Pragnęli skupić się Głównia na wartkiej akcji. Jednym z większych wyzwań było uwspółcześnienie prozy, która powstała przed dziewięćdziesięciu laty.
Filmowcy z góry zrezygnowali z haseł stawiających wyżej cywilizację białych Europejczyków nad mieszkańcami Afryki. Film kręcono zaledwie trzy miesiące, większość zdjęć robiąc w Republice Południowej Afryki we współpracy z tamtejszymi realizatorami oraz w Tunezji. Na początku kręcenia obrazu, ze względów zdrowotnych, musiał zrezygnować pierwotny reżyser Maciej Dutkiewicz. Zastąpił go południowoafrykański filmowiec Gavin Hood, który jednak przejął całą koncepcję poprzednika. Atutem filmu jest niezapomniana muzyka uznanego skrzypka jazzowego i kompozytora – Krzesimira Dębskiego, który poprzednio pracował przy „Ogniem i mieczem”. Ciekawie brzmią zarówno utwory z elementami arabskimi, jak i murzyńskimi.
W celu obsadzenia głównych ról przeprowadzono casting, który cieszył się dużym zainteresowaniem. Ostatecznie wybrano piętnastoletniego Adama Fidusiewicza i ośmioletnią Karolinę Sawkę. Z kolei w pozostałych rolach zatrudniono znanych i lubianych Polskiej widowni aktorów, między innymi w roli Władysława Tarkowskiego obsadzono Artura Żmijewskiego, w roli Rawlisona – Andrzeja Strzeleckiego, Lindego – Krzysztofa Kolbergera, zaś Kaliopulego – Krzysztofa Kowalewskiego. Podobnie jak w poprzedniej ekranizacji najlepiej na ekranie wypadły dzieci. Są naturalne i spontaniczne i w pełni sprostały wymogom wielotygodniowej produkcji. Także uznani aktorzy dobrze wywiązali się ze swoich ról.
Film z racji swej długości (niecałe dwie godziny) pomija wiele wątków. Brak jest istotnego w powieści obrazu pustyni, który u polskiego noblisty kreślony jest przez jedną trzecią utworu. Obraz burzy piaskowej także nie jest przekonujący. Autorzy szczegółowo ukazali za to rodzinną sielankę w Port Saidzie. Poszczególne wątki zostały uproszczone z myślą o najmłodszych widzach. Z pewnością dominuje wartka, niczym w filmie akcji fabuła, kolejne sceny szybo się zmieniają, dlatego na filmie nie sposób się nudzić. Na pozytywną oceną zasługują także zdjęcia Afryki, które choć nieco „pocztówkowe”, robią na widzu wrażenie. Z pewnością „W pustyni i w puszczy w reżyserii Hooda jest przykładem kina familijnego – takie też było założenie twórców. Zredukowano do minimum przemoc, przez co film stracił na wiarygodności.
Ogólnie adaptację Gavina Hooda należy uznać za udaną, głównie dzięki grze aktorów, afrykańskim krajobrazom, wartkiej akcji i muzyce Dębskiego. Fil jednak, bardziej niż jego poprzednik, odbiega od pierwowzoru, znacznie spłycając powieściową wersję. Zafascynowani historią Stasia i Nel z pewnością powinni sięgnąć po pierwowzór – książkę Sienkiewicza.