Jesteś w:
Mendel Gdański
Puentę noweli Marii Konopnickiej „Mendel Gdański” stanowią słowa wypowiedziane przez starego Życia po haniebnym ataku antysemickiego tłumu w Warszawie. Bohater stwierdza, że jego serce umarło dla tego miasta”. Wspominając o mieście, ma na myśli Warszawę.
Mendel Gdański urodził się i przez sześćdziesiąt siedem lat mieszkał na warszawskich uliczkach. Od dwudziestu siedmiu lat pracuje przy jednej z nich prowadząc niewielki zakład introligatorski. Swe obowiązki wykonuje uczciwie, dzięki pracy utrzymuje siebie i dziesięcioletniego wnuka-sierotę, syna jego przedwcześnie zmarłej córki. Dba o wykształcenie chłopca, pragnie, by w przyszłości jak najlepiej pracował dla kraju.
Wśród sąsiadów Mendel cieszył się szacunkiem. Nie szczędził im drobnych przysług czy uprzejmości. Za jego pobożność cenił go nawet pobliski proboszcz. Wszystko zmieniło się jednak, gdy do Warszawy dotarły wzmagane przez zaborców idee antysemickie. Zaczęto oskarżać Żydów o klęski, zarzucać im chciwość, pazerność i „obcość” w polskim środowisku. Łatwo zapomniano o udziale Żydów w powstaniu styczniowym i fakcie, że podobnie jak Polacy odczuli oni represje.
Mendel identyfikował się z miastem w którym żył i losem jego mieszkańców: To już ten jeden temu drugiemu bratem się zrobił, to już ich ten smutek jednym płaszczem nakrył. To ja panu dobrodziejowi powiem, co ja w to miasto więcej rzeczy widział do smutku niż do tańca, i że ten płaszcz to bardzo duży jest. Ajaj, jaki un duży!… Un wszystkich nakrył, i ze żydami też! […]. Nasze miasto bardzo dużo smutku ma i bardzo dużo ciemności, i bardzo dużo nieszczęścia, ale na nasze miasto jeszcze to nie przyszło, co by się w nim ludzie gryźli jak psy.”. Nie wierzył, że warszawiacy są zdolni do nienawiści, że mogą zaatakować współobywateli. Przekonał się jednak, że jest to możliwe. Gdy sąsiedzi próbowali mu pomóc, by uniknął represji dumny Żyd stwierdził, że czuje się „u siebie”, że nie będzie się ukrywał, ani wstydził swej religii i pochodzenia.
Wściekły, nienawistny tłum pijanych i młodych ludzi zaatakował jednak żydowskich mieszkańców jego ulicy. Jeden człowiek z tłumu wybił okno w zakładzie introligatorskim Mendla, raniąc jego wnuka. Te zdarzenie przelało szalę goryczy. Mendel pogrążył się w rozmyślaniu i stwierdził, że „stracił serce do swojego miasta”, a tym samym stracił miłość dla Polski. Mimo wieloletniej pracy dla lokalnej społeczności został uznany za obcego i wrogiego. Jego gorzkie słowa to oskarżenie skierowane wobec wszystkich, którym obce są ideały tolerancji i zgodnego życia w wielokulturowej społeczności. Obca jest także podstawowa godność ludzka i szacunek dla każdego człowieka.
Dlaczego Mendlowi „umarło serce do tego miasta” – rozprawka
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimPuentę noweli Marii Konopnickiej „Mendel Gdański” stanowią słowa wypowiedziane przez starego Życia po haniebnym ataku antysemickiego tłumu w Warszawie. Bohater stwierdza, że jego serce umarło dla tego miasta”. Wspominając o mieście, ma na myśli Warszawę.
Mendel Gdański urodził się i przez sześćdziesiąt siedem lat mieszkał na warszawskich uliczkach. Od dwudziestu siedmiu lat pracuje przy jednej z nich prowadząc niewielki zakład introligatorski. Swe obowiązki wykonuje uczciwie, dzięki pracy utrzymuje siebie i dziesięcioletniego wnuka-sierotę, syna jego przedwcześnie zmarłej córki. Dba o wykształcenie chłopca, pragnie, by w przyszłości jak najlepiej pracował dla kraju.
Wśród sąsiadów Mendel cieszył się szacunkiem. Nie szczędził im drobnych przysług czy uprzejmości. Za jego pobożność cenił go nawet pobliski proboszcz. Wszystko zmieniło się jednak, gdy do Warszawy dotarły wzmagane przez zaborców idee antysemickie. Zaczęto oskarżać Żydów o klęski, zarzucać im chciwość, pazerność i „obcość” w polskim środowisku. Łatwo zapomniano o udziale Żydów w powstaniu styczniowym i fakcie, że podobnie jak Polacy odczuli oni represje.
Mendel identyfikował się z miastem w którym żył i losem jego mieszkańców: To już ten jeden temu drugiemu bratem się zrobił, to już ich ten smutek jednym płaszczem nakrył. To ja panu dobrodziejowi powiem, co ja w to miasto więcej rzeczy widział do smutku niż do tańca, i że ten płaszcz to bardzo duży jest. Ajaj, jaki un duży!… Un wszystkich nakrył, i ze żydami też! […]. Nasze miasto bardzo dużo smutku ma i bardzo dużo ciemności, i bardzo dużo nieszczęścia, ale na nasze miasto jeszcze to nie przyszło, co by się w nim ludzie gryźli jak psy.”. Nie wierzył, że warszawiacy są zdolni do nienawiści, że mogą zaatakować współobywateli. Przekonał się jednak, że jest to możliwe. Gdy sąsiedzi próbowali mu pomóc, by uniknął represji dumny Żyd stwierdził, że czuje się „u siebie”, że nie będzie się ukrywał, ani wstydził swej religii i pochodzenia.
Wściekły, nienawistny tłum pijanych i młodych ludzi zaatakował jednak żydowskich mieszkańców jego ulicy. Jeden człowiek z tłumu wybił okno w zakładzie introligatorskim Mendla, raniąc jego wnuka. Te zdarzenie przelało szalę goryczy. Mendel pogrążył się w rozmyślaniu i stwierdził, że „stracił serce do swojego miasta”, a tym samym stracił miłość dla Polski. Mimo wieloletniej pracy dla lokalnej społeczności został uznany za obcego i wrogiego. Jego gorzkie słowa to oskarżenie skierowane wobec wszystkich, którym obce są ideały tolerancji i zgodnego życia w wielokulturowej społeczności. Obca jest także podstawowa godność ludzka i szacunek dla każdego człowieka.