Jesteś w:
Mendel Gdański
Wierny wyznawanej przez siebie religii oraz kulturze i narodowości był Mendel Gdański, sześćdziesięciosiedmioletni Żyd mieszkający w Warszawie. Mendel prowadzi spokojne, uczciwe życie, ciężko pracuje dla swojej ojczyzny – czuje się Polakiem. Potwierdza swoją przynależność do polskiego społeczeństwa nie tylko rzetelną pracą, ale i udziałem w powstaniu styczniowym.
Mendel jest mądrym i dobrym człowiekiem. Swego wnuka uczy tego, co sam uważa za istotne w życiu – szacunku do dobrych ludzi, bez względu na ich wyznanie, tolerancji, wpaja mu także, że ważnymi wartościami są praca i nauka. Dla Żyda oczywistym jest, że ludzi ocenia się ze względu na ich uczynki, nie zaś na narodowość. Jest przekonany, że dobrym i uczciwym obywatelom nie grozi nic złego w cywilizowanym kraju, za jaki uważa Polskę.
Tym większe jest jego przerażenie, gdy pewnego dnia, rozwścieczony tłum młodych, pijanych ludzi napada na Żydów w całym mieście, docierając także na ulicę, gdzie mieszka i pracuje bohater. Uczynne, darzące Mendla sympatią i szacunkiem sąsiadki, pragną ochronić go od antysemickiego ataku i wystawić w oknie chrześcijańskie symbole. Żyd docenia ich gest, jednak bohatersko pozostaje wierny swym przekonaniom. W heroicznej postawie „mimo hałaśliwych protestów zebranych, do okna podszedł, oba jego skrzydła pchnięciem ręki otworzył i stanął w nim w rozpiętym kaftanie, w skórzanym fartuchu, z trzęsącą się brodą białą, z głową wysoko wzniesioną”.
Mendel Gdański jest przekonany o słuszności swojej drogi. Wie, że postępuje słusznie, nie wyrzekając się swojej wiary. Co traci? Niewątpliwie poczucie bezpieczeństwa. Widzi też, że pewna część społeczeństwa nie akceptuje go, tylko ze względu na jego wiarę. Jest to dla niego tym bardziej bolesne, że mimo wszystko, uważał tych ludzi za swoich rodaków, cieszył się nawet szacunkiem katolickiego księdza, który doceniał pobożne modlitwy Żyda i jego wnuka. Mendel czuje się dotknięty, niepotrzebny, odrzucony. Stracił także coś, co było dla niego rzeczą niezwykle istotną. W rozmowie ze studentem mówi: „U mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt i siedem lat żył, z czym ja umierać myślał.... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!..”. Mendel padł ofiarą rasowej, religijnej nienawiści, załamała się jego wiara w ludzi, odwieczny system humanitarnych wartości. Został okaleczony w sensie psychicznym - fanatyczny tłum pozbawił go poczucia wspólnoty ze społecznością, za której część się uważał.
Wierność własnym przekonaniom na przykładzie noweli „Mendel Gdański”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimWierny wyznawanej przez siebie religii oraz kulturze i narodowości był Mendel Gdański, sześćdziesięciosiedmioletni Żyd mieszkający w Warszawie. Mendel prowadzi spokojne, uczciwe życie, ciężko pracuje dla swojej ojczyzny – czuje się Polakiem. Potwierdza swoją przynależność do polskiego społeczeństwa nie tylko rzetelną pracą, ale i udziałem w powstaniu styczniowym.
Mendel jest mądrym i dobrym człowiekiem. Swego wnuka uczy tego, co sam uważa za istotne w życiu – szacunku do dobrych ludzi, bez względu na ich wyznanie, tolerancji, wpaja mu także, że ważnymi wartościami są praca i nauka. Dla Żyda oczywistym jest, że ludzi ocenia się ze względu na ich uczynki, nie zaś na narodowość. Jest przekonany, że dobrym i uczciwym obywatelom nie grozi nic złego w cywilizowanym kraju, za jaki uważa Polskę.
Tym większe jest jego przerażenie, gdy pewnego dnia, rozwścieczony tłum młodych, pijanych ludzi napada na Żydów w całym mieście, docierając także na ulicę, gdzie mieszka i pracuje bohater. Uczynne, darzące Mendla sympatią i szacunkiem sąsiadki, pragną ochronić go od antysemickiego ataku i wystawić w oknie chrześcijańskie symbole. Żyd docenia ich gest, jednak bohatersko pozostaje wierny swym przekonaniom. W heroicznej postawie „mimo hałaśliwych protestów zebranych, do okna podszedł, oba jego skrzydła pchnięciem ręki otworzył i stanął w nim w rozpiętym kaftanie, w skórzanym fartuchu, z trzęsącą się brodą białą, z głową wysoko wzniesioną”.
Mendel Gdański jest przekonany o słuszności swojej drogi. Wie, że postępuje słusznie, nie wyrzekając się swojej wiary. Co traci? Niewątpliwie poczucie bezpieczeństwa. Widzi też, że pewna część społeczeństwa nie akceptuje go, tylko ze względu na jego wiarę. Jest to dla niego tym bardziej bolesne, że mimo wszystko, uważał tych ludzi za swoich rodaków, cieszył się nawet szacunkiem katolickiego księdza, który doceniał pobożne modlitwy Żyda i jego wnuka. Mendel czuje się dotknięty, niepotrzebny, odrzucony. Stracił także coś, co było dla niego rzeczą niezwykle istotną. W rozmowie ze studentem mówi: „U mnie umarło to, z czym ja się urodził, z czym ja sześćdziesiąt i siedem lat żył, z czym ja umierać myślał.... Nu, u mnie umarło serce do tego miasto!..”. Mendel padł ofiarą rasowej, religijnej nienawiści, załamała się jego wiara w ludzi, odwieczny system humanitarnych wartości. Został okaleczony w sensie psychicznym - fanatyczny tłum pozbawił go poczucia wspólnoty ze społecznością, za której część się uważał.