Jesteś w: Granica

Charakterystyka szlachty w „Granicy”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Zofia Nałkowska wprowadziła wątek szlachty w „Granicy” dzięki zamożnej rodzinie Tczewskich oraz podupadłej Ziembiewiczów, dając tym samym dwa całkowicie różne obrazy tej warstwy społecznej.

Hrabiostwo Tczewscy byli właścicielami majątków Chązebnej, Gwareckiego Folwarku, Pieszni, Boleborzy, Popłoszy, lasów Bramińskich, tartaków, młynów, gorzelni, lasów, pól i łąk.

Hrabina Tczewska Wojciechowa z Chązebnej - matka dziewięciorga dzieci - była szczupła., wysoka, wyniosła i zdystansowana, stale obwieszona perłami. Miała wypukłe szare, matowe oczy, gładko uczesane włosy, usta blade, lśniące zęby. Skóra jej twarzy była dziwnie gładka i ściągnięta ku skroniom, przez co wydawało się, że mimika była jakby skrępowana, że mówiła wolniej.

Hrabina zaopiekowała się księdzem Czerlonem, traktowała go jak „cenny przedmiot, którego nie można byle komu powierzyć”, wożąc go na dowód tego limuzyną. Poza tym założyła i prowadziła Agencję Gospodarczą Koło Pań w mieście, a jej mąż - Wojciech Tczewski - uzależnił od siebie bezpartyjny dziennik „Niwa”, w którym publikował artykuły z takich zagadnień, jak parcelacja, długi, pożyczki, reforma rolna czy plaga kłusownictwa w swoich majątkach. Często wspominał także o teatrze regionalnym.

Kolejną reprezentantką zamożnej szlachty była hrabina Tczewska Olgierdowa z Pieszni, bratowa Wojciechowej – matka dwóch dorosłych synów. Bohaterka ta była małą kobietką o popielatych włosach i słodkich ufnych oczach, mimo wieku zachowywała się dziewczęco i potrafiła zjednywać sobie ludzi. Poruszała się i śmiała, jakby była małą dziewczynką. Podobnie jak jej szwagierka, stale nosiła klejnoty.

Olgierdowa w młodości była „łowczynią” eleganckich panów, nazywano ją „salonową lwicą” i „demonem powiatu”, ponieważ lubiła otaczać się kilkoma mężczyznami na raz. Z racji tego, że zawsze była szczera, wiedzieli oni o sobie nawzajem. Mawiała, że miłość jej „nie smakowała”, jeżeli nie było w niej strachu, pojedynków i skandali, które zawsze kończyły się honorowo, nieustannie wychodziła z nich z nieposzlakowaną opinią.

Na starość bohaterka ta przygarnęła chorego na gruźlicę przyjaciela swoich synów i wprowadziła w majątku znane na całą okolicę urządzenia społeczne.

Cała magnacka rodzina Tczewskich spędzała czas na rozrywkach, zabawach, balach, wyjazdach w góry, nad morze czy zagraniczne polowania. Lubili także grę w pokera, podróże po klubach w stolicy, dokąd udawali się „na rozmowy o polityce”. Wiedli życie w przepychu.

Drugim, jakże innym przykładem rodziny o szlacheckim rodowodzie, są Ziembiewiczowie. Głowa rodziny Walerian stracił swój i żony majątek wskutek niefortunnych decyzji i nieprzemyślanych interesów. Otrzymawszy od hrabiowskiej rodziny posadę rządcy w ich majątku w Boleborzy, przyjął ją natychmiast. Na miejscu także nie popisał się talentem do zarządzania, zrzucając obowiązki na żonę, a samemu oddając się pasji strzelania do wron, romansowania z wiejskimi dziewkami czy jedzenia „po pańsku”.

Mimo iż Ziembiewiczowie stale nie mieli pieniędzy, w zapuszczonym domu trzymali mnóstwo niepotrzebnej służby, która w ich mniemaniu świadczyła o ich szlacheckim pochodzeniu. Zalegali z wypłatą wynagrodzenia osobistej kucharce (gotowała tylko „dla oboje państwa”) czy chłopakowi, który czyścił „tylko pańskie” buty, a pani nastawiał samowar o każdej porze dnia. W skład ich prywatnej świty wchodziła jeszcze wiejska dziewczyna, przyjęta do czyszczenia sreber, używanych od święta, do haftowania obrusów i prześcieradeł, które nie używane leżały w szafach. A wszystko to było podyktowane zachowaniem śladu dawnego życia, prowadzonego przez ich przodków.



  Dowiedz się więcej