Jesteś w:
Dżuma
Wybuch epidemii zwiastowało masowe konanie szczurów na ulicach miasta. Jednego dnia zebrano nawet osiem tysięcy martwych gryzoni z ulic miasta. Oznaczało to, że wkrótce umierać zaczną ludzie. Wreszcie stało się jasne, że zaraza zaczęła sięgać po ludzi. Pierwszym tego przejawem była cisza, jaka zapanowała w lokalnych gazetach: „Prasa, tak gadatliwa podczas historii ze szczurami, nie mówiła teraz ani słowa. Szczury umierają bowiem na ulicy, a ludzie w domu. Dzienniki zaś zajmują się tylko ulicą”.
Co prawda doktor nie wspomina ile ofiar ludzkich pochłonęła ostatecznie epidemia, ale biorąc po uwagę fakt, iż potrafiła wybić osiem tysięcy szczurów jednego dnia, a trwała blisko dziewięć miesięcy, można podejrzewać, że liczący sobie dwieście tysięcy obywateli Oran znacznie opustoszał. Śmierć, która na początku szokowała obywateli miasta swoją brutalnością, bezwzględnością oraz wielkim cierpieniem, z jakim się wiązała, wkrótce im spowszedniała. Świadczyć mogą o tym trupy zalegające na ulicach czy ceremonie pogrzebowe, które z czasem zaczęły przypominać procesy przemysłowe.
Jednak dla doktora Rieux, który zdecydowanie bardziej niż inni obywatele miasta narażony był na codzienne obcowanie ze śmiercią, ta wciąż pozostawała jego głównym wrogiem. Jak sam mówił w rozmowie z Tarrou: „Po prostu nie jestem wciąż przyzwyczajony do widoku śmierci. Nie wiem nic więcej. (…) skoro jednak śmierć ustanawia porządek świata, może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią, nie wznosząc oczu ku temu niebu, gdzie on milczy”. W ten sposób lekarz wyraził przekonanie, że świat pełen śmierci i cierpienia nie może być miejscem stworzonym przez Boga, a już na pewno nie miejscem, nad którym sprawuje On opiekę. Dlatego też uważał, że człowiek sam musi wziąć sprawy w swoje ręce i z całych sił walczyć ze śmiercią. Jednak czy ma on z nią jakiekolwiek szanse? Przykład Rieux pokazał, że niestrudzona walka z czasem przynosi efekty. Jednak trudności napotykane po drodze mogą zniechęcić do dalszych działań.
Największą z tych trudności była absurdalna, nieoczekiwana i niezasłużona śmierć niewinnych ludzi. Jako najdobitniejszy przykład właśnie takiego rodzaju odchodzenia Camus wskazał śmierć dziecka. Wielogodzinna agonia Filipa, syna sędziego śledczego Othona, okazała się swoistą próbą dla Rieux, ale i towarzyszących mu innych bohaterów powieści. Żaden z nich nie poddał się i nie stracił zapału do dalszej walki, choć nawet sam Rieux wątpił w sens życia na świecie, na którym umierają niewinne dzieci.
Zaraza niemal ostatnim tchem zadała niezwykle ciężki cios doktorowi Rieux. Jako jedna z ostatnich ofiar epidemii zmarł bowiem Jean Tarrou, jego najlepszy przyjaciel. Był to kolejny przejaw absurdalnej śmierci, która już pokonana powinna się wycofać. Tymczasem sięgnęła po jednego z najbardziej wartościowych ludzi, jacy znajdowali się wówczas w Oranie. Wkrótce po tym trudnym doświadczeniu Rieux otrzymał kolejny cios. W sanatorium zmarła jego żona, która od dłuższego czasu przewlekle chorowała. Doktor dotkliwie przekonał się, że śmierć jest częścią naszego życia i choć nigdy nie możemy być na nią gotowi, to powinniśmy zdać sobie sprawę, iż nigdzie od niej nie uciekniemy.
Cierpienie jest nierozłącznym elementem ludzkiego życia. Camus w swojej najsłynniejszej powieści poświęcił wiele miejsca temu zagadnieniu. Na kartach „Dżumy” możemy znaleźć wiele aspektów cierpienia, analizy jego źródła czy sensu. Autor ukazał nie tylko fizyczną, ale duchową i psychiczną stronę tego zjawiska.
Zacznijmy może od aspektu cielesnego. Dżuma jest chorobą niezwykle ciężką, która prowadzi do śmierci. Zanim jednak do tego dojdzie, człowiek musi przejść przez wielkie katusze fizyczne. Zarażeni ludzie w początkowej fazie choroby uskarżali się na wysoką gorączkę i ogólne osłabienie organizmu. Później było już tylko gorzej. Na ich ciałach pojawiały się owrzodzenia i ropnie, które z czasem trzeba było przecinać. Ponadto rozdzierał ich ból jamy brzusznej i płuc. Z relacji doktora Rieux dowiadujemy się między innymi: „Należało otwierać wrzody, to jasne. Dwa cięcia nożykiem chirurgicznym na krzyż i gruczoły wyrzucały papkę zmieszaną z krwią. Chorzy krwawili rozkrzyżowani. Plamy zjawiały się na brzuchu i na nogach, gruczoł przestawał ropieć, potem nabrzmiewał znowu. Najczęściej chory umierał w straszliwym smrodzie”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -
Motywy literackie w „Dżumie”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimWybuch epidemii zwiastowało masowe konanie szczurów na ulicach miasta. Jednego dnia zebrano nawet osiem tysięcy martwych gryzoni z ulic miasta. Oznaczało to, że wkrótce umierać zaczną ludzie. Wreszcie stało się jasne, że zaraza zaczęła sięgać po ludzi. Pierwszym tego przejawem była cisza, jaka zapanowała w lokalnych gazetach: „Prasa, tak gadatliwa podczas historii ze szczurami, nie mówiła teraz ani słowa. Szczury umierają bowiem na ulicy, a ludzie w domu. Dzienniki zaś zajmują się tylko ulicą”.
Co prawda doktor nie wspomina ile ofiar ludzkich pochłonęła ostatecznie epidemia, ale biorąc po uwagę fakt, iż potrafiła wybić osiem tysięcy szczurów jednego dnia, a trwała blisko dziewięć miesięcy, można podejrzewać, że liczący sobie dwieście tysięcy obywateli Oran znacznie opustoszał. Śmierć, która na początku szokowała obywateli miasta swoją brutalnością, bezwzględnością oraz wielkim cierpieniem, z jakim się wiązała, wkrótce im spowszedniała. Świadczyć mogą o tym trupy zalegające na ulicach czy ceremonie pogrzebowe, które z czasem zaczęły przypominać procesy przemysłowe.
Jednak dla doktora Rieux, który zdecydowanie bardziej niż inni obywatele miasta narażony był na codzienne obcowanie ze śmiercią, ta wciąż pozostawała jego głównym wrogiem. Jak sam mówił w rozmowie z Tarrou: „Po prostu nie jestem wciąż przyzwyczajony do widoku śmierci. Nie wiem nic więcej. (…) skoro jednak śmierć ustanawia porządek świata, może lepiej jest dla Boga, że nie wierzy się w niego i walczy ze wszystkich sił ze śmiercią, nie wznosząc oczu ku temu niebu, gdzie on milczy”. W ten sposób lekarz wyraził przekonanie, że świat pełen śmierci i cierpienia nie może być miejscem stworzonym przez Boga, a już na pewno nie miejscem, nad którym sprawuje On opiekę. Dlatego też uważał, że człowiek sam musi wziąć sprawy w swoje ręce i z całych sił walczyć ze śmiercią. Jednak czy ma on z nią jakiekolwiek szanse? Przykład Rieux pokazał, że niestrudzona walka z czasem przynosi efekty. Jednak trudności napotykane po drodze mogą zniechęcić do dalszych działań.
Największą z tych trudności była absurdalna, nieoczekiwana i niezasłużona śmierć niewinnych ludzi. Jako najdobitniejszy przykład właśnie takiego rodzaju odchodzenia Camus wskazał śmierć dziecka. Wielogodzinna agonia Filipa, syna sędziego śledczego Othona, okazała się swoistą próbą dla Rieux, ale i towarzyszących mu innych bohaterów powieści. Żaden z nich nie poddał się i nie stracił zapału do dalszej walki, choć nawet sam Rieux wątpił w sens życia na świecie, na którym umierają niewinne dzieci.
Zaraza niemal ostatnim tchem zadała niezwykle ciężki cios doktorowi Rieux. Jako jedna z ostatnich ofiar epidemii zmarł bowiem Jean Tarrou, jego najlepszy przyjaciel. Był to kolejny przejaw absurdalnej śmierci, która już pokonana powinna się wycofać. Tymczasem sięgnęła po jednego z najbardziej wartościowych ludzi, jacy znajdowali się wówczas w Oranie. Wkrótce po tym trudnym doświadczeniu Rieux otrzymał kolejny cios. W sanatorium zmarła jego żona, która od dłuższego czasu przewlekle chorowała. Doktor dotkliwie przekonał się, że śmierć jest częścią naszego życia i choć nigdy nie możemy być na nią gotowi, to powinniśmy zdać sobie sprawę, iż nigdzie od niej nie uciekniemy.
Motyw cierpienia w „Dżumie”
Cierpienie jest nierozłącznym elementem ludzkiego życia. Camus w swojej najsłynniejszej powieści poświęcił wiele miejsca temu zagadnieniu. Na kartach „Dżumy” możemy znaleźć wiele aspektów cierpienia, analizy jego źródła czy sensu. Autor ukazał nie tylko fizyczną, ale duchową i psychiczną stronę tego zjawiska.
Zacznijmy może od aspektu cielesnego. Dżuma jest chorobą niezwykle ciężką, która prowadzi do śmierci. Zanim jednak do tego dojdzie, człowiek musi przejść przez wielkie katusze fizyczne. Zarażeni ludzie w początkowej fazie choroby uskarżali się na wysoką gorączkę i ogólne osłabienie organizmu. Później było już tylko gorzej. Na ich ciałach pojawiały się owrzodzenia i ropnie, które z czasem trzeba było przecinać. Ponadto rozdzierał ich ból jamy brzusznej i płuc. Z relacji doktora Rieux dowiadujemy się między innymi: „Należało otwierać wrzody, to jasne. Dwa cięcia nożykiem chirurgicznym na krzyż i gruczoły wyrzucały papkę zmieszaną z krwią. Chorzy krwawili rozkrzyżowani. Plamy zjawiały się na brzuchu i na nogach, gruczoł przestawał ropieć, potem nabrzmiewał znowu. Najczęściej chory umierał w straszliwym smrodzie”.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -