Jesteś w:
Dżuma
Jednak najbardziej wstrząsającym fragmentem, w którym na pierwszym planie znalazło się cierpienie fizyczne jest moment powolnej agonii Filipa, syna sędziego śledczego. Przy łóżku chłopca stali wówczas niemal wszyscy główni bohaterowie powieści i na każdym z nich konanie niewinnego dziecka wywarło wielki wpływ. Doktora Rieux to przygnębiające doświadczenie zmusiło do wypowiedzenia słów: „(…) nigdy nie będę kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane”. Nawet ojciec Paneloux zmienił swoje dotychczasowe poglądy pod wpływem tego szokującego przeżycia: „Ale jak gdyby zmienił się od dnia, kiedy tak długo patrzył na umierające dziecko. Na twarzy jego było widać wzrastające napięcie”.
Wielkie cierpienie fizyczne, które niemal zawsze kończyło się śmiercią w myśli Camusa jest silnie powiązane z absurdem ludzkiego istnienia. Podobnego zdania był Rieux, dla którego był to kolejny dowód na to, że Bóg nie istnieje. Lekarz pojmował cierpienie jako swojego wroga, ucieleśnienie zła, z którym musi walczyć. Uważał za swoją misję ratowanie życia i łagodzenie bólu, tylko to go interesowało. Doktor zauważył: „I to nieszczęście, które przyszło do nas z zewnątrz i dotknęło całe miasto, z całą konsekwencją przynosiło nam nie tylko niesprawiedliwe cierpienie, na które mogliśmy się oburzać. Zmuszało nas również do zadawania sobie cierpień, a wiec zgadzania się na ból”. Widzimy zatem, iż stawał po stronie mieszkańców. Uważał epidemię za coś niesprawiedliwego, złego, co przyszło z zewnątrz i wobec czego należy się buntować.
Z kolei ojciec Paneloux, zwłaszcza przed swoją wewnętrzną przemianą, dopatrywał się w zarazie i wiążącym się z nią cierpieniem kary, jaką Stwórca zesłał na niewierny lud: „Przywołał obraz ogromnej maczugi kołującej nad miastem, która uderza jak popadnie i wznosi się zakrwawiona, miotając krew i cierpienie ludzkie «dla siewu, który przygotowuje żniwo prawdy»”. Jezuita przekonywał, iż należy przyjąć z otwartym sercem wszystko, co pochodzi od Boga, nawet jeśli jest to cierpienie niewinnych dzieci. Z czasem zmienił swoje poglądy i przyjął stanowisko bardziej solidarne z chorymi. Podczas swojego drugiego kazania zakonnik powiedział: „(…) trzeba chcieć cierpienia, ponieważ Bóg go chce. Tylko w ten sposób chrześcijanin nie oszczędzi sobie niczego”.
Często spotykamy się w literaturze z etosem męczennika, którego cierpienie uszlachetnia, wzmacnia i sprawia, że postrzegamy go w lepszym świetle. W „Dżumie” jest jednak inaczej. Umierający zostali odarci z godności przez chorobę. Większość z nich umierała albo w „straszliwym smrodzie” lub wśród „krwawych wymiotów”. Mieszkańcy miasta pozbawienie zostali więc podstawowych praw człowieka, ulegli dehumanizacji. Odchodzili z tego świata upokorzeni, osamotnieni i przerażeni. W ich przypadku cierpienie nie miało żadnej wartości pozytywnej, a podkreślało jedynie absurdalność i niesprawiedliwość śmierci, a także jej przedwczesne nadejście.
Dżuma bez wątpienia odcisnęła się równie mocno na psychice mieszkańców Oranu. Odseparowanie od reszty świata, od znajomych, przyjaciół czy osób najbliższych, które tuż przed epidemią wyjechały z miasta wyraźnie zrodziły wielki emocjonalny ból. Rieux pisał wprost o osobach, które nie tylko zostały uwięzione w zadżumionym Oranie, ale również odcięte od jakiegokolwiek kontaktu z ukochanymi, do których zaliczał również siebie: „Rzeczywiście cierpieliśmy podwójnie - za przyczyną naszego cierpienia i tego cierpienia, które przypisywaliśmy nieobecnym: synowi, żonie, kochance”.
Warto również wspomnieć, że mieszkańcy miasta w czasie epidemii żyli w wielkim stresie. Nie dość, że musieli martwić się o swoje zdrowie, to często walczyli o przetrwanie z dnia na dzień, gdyż w Oranie brakowało dosłownie wszystkiego. W dodatku wielu z obywateli straciło bliskich, o czym nie potrafili zapomnieć. Wycieńczenie psychiczne odcisnęło się na nastrojach panujących w mieście.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -
Motywy literackie w „Dżumie”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimJednak najbardziej wstrząsającym fragmentem, w którym na pierwszym planie znalazło się cierpienie fizyczne jest moment powolnej agonii Filipa, syna sędziego śledczego. Przy łóżku chłopca stali wówczas niemal wszyscy główni bohaterowie powieści i na każdym z nich konanie niewinnego dziecka wywarło wielki wpływ. Doktora Rieux to przygnębiające doświadczenie zmusiło do wypowiedzenia słów: „(…) nigdy nie będę kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane”. Nawet ojciec Paneloux zmienił swoje dotychczasowe poglądy pod wpływem tego szokującego przeżycia: „Ale jak gdyby zmienił się od dnia, kiedy tak długo patrzył na umierające dziecko. Na twarzy jego było widać wzrastające napięcie”.
Wielkie cierpienie fizyczne, które niemal zawsze kończyło się śmiercią w myśli Camusa jest silnie powiązane z absurdem ludzkiego istnienia. Podobnego zdania był Rieux, dla którego był to kolejny dowód na to, że Bóg nie istnieje. Lekarz pojmował cierpienie jako swojego wroga, ucieleśnienie zła, z którym musi walczyć. Uważał za swoją misję ratowanie życia i łagodzenie bólu, tylko to go interesowało. Doktor zauważył: „I to nieszczęście, które przyszło do nas z zewnątrz i dotknęło całe miasto, z całą konsekwencją przynosiło nam nie tylko niesprawiedliwe cierpienie, na które mogliśmy się oburzać. Zmuszało nas również do zadawania sobie cierpień, a wiec zgadzania się na ból”. Widzimy zatem, iż stawał po stronie mieszkańców. Uważał epidemię za coś niesprawiedliwego, złego, co przyszło z zewnątrz i wobec czego należy się buntować.
Z kolei ojciec Paneloux, zwłaszcza przed swoją wewnętrzną przemianą, dopatrywał się w zarazie i wiążącym się z nią cierpieniem kary, jaką Stwórca zesłał na niewierny lud: „Przywołał obraz ogromnej maczugi kołującej nad miastem, która uderza jak popadnie i wznosi się zakrwawiona, miotając krew i cierpienie ludzkie «dla siewu, który przygotowuje żniwo prawdy»”. Jezuita przekonywał, iż należy przyjąć z otwartym sercem wszystko, co pochodzi od Boga, nawet jeśli jest to cierpienie niewinnych dzieci. Z czasem zmienił swoje poglądy i przyjął stanowisko bardziej solidarne z chorymi. Podczas swojego drugiego kazania zakonnik powiedział: „(…) trzeba chcieć cierpienia, ponieważ Bóg go chce. Tylko w ten sposób chrześcijanin nie oszczędzi sobie niczego”.
Często spotykamy się w literaturze z etosem męczennika, którego cierpienie uszlachetnia, wzmacnia i sprawia, że postrzegamy go w lepszym świetle. W „Dżumie” jest jednak inaczej. Umierający zostali odarci z godności przez chorobę. Większość z nich umierała albo w „straszliwym smrodzie” lub wśród „krwawych wymiotów”. Mieszkańcy miasta pozbawienie zostali więc podstawowych praw człowieka, ulegli dehumanizacji. Odchodzili z tego świata upokorzeni, osamotnieni i przerażeni. W ich przypadku cierpienie nie miało żadnej wartości pozytywnej, a podkreślało jedynie absurdalność i niesprawiedliwość śmierci, a także jej przedwczesne nadejście.
Dżuma bez wątpienia odcisnęła się równie mocno na psychice mieszkańców Oranu. Odseparowanie od reszty świata, od znajomych, przyjaciół czy osób najbliższych, które tuż przed epidemią wyjechały z miasta wyraźnie zrodziły wielki emocjonalny ból. Rieux pisał wprost o osobach, które nie tylko zostały uwięzione w zadżumionym Oranie, ale również odcięte od jakiegokolwiek kontaktu z ukochanymi, do których zaliczał również siebie: „Rzeczywiście cierpieliśmy podwójnie - za przyczyną naszego cierpienia i tego cierpienia, które przypisywaliśmy nieobecnym: synowi, żonie, kochance”.
Warto również wspomnieć, że mieszkańcy miasta w czasie epidemii żyli w wielkim stresie. Nie dość, że musieli martwić się o swoje zdrowie, to często walczyli o przetrwanie z dnia na dzień, gdyż w Oranie brakowało dosłownie wszystkiego. W dodatku wielu z obywateli straciło bliskich, o czym nie potrafili zapomnieć. Wycieńczenie psychiczne odcisnęło się na nastrojach panujących w mieście.
strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 - - 7 - - 8 - - 9 - - 10 -