Jesteś w: Inny świat

Słownictwo obozowe w „Innym świecie”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Brygady leśne były eskortowane do miejsca wycinki przez oddziały „Wochry” (skrót od woorużennaja ochrana), której członkowie nosili długie płaszcze, włochate czapy i byli uzbrojeni w broń długą. Dowódcą patrolu „Wochry” był tak zwany „Striełok”, który odpowiadał głową za to, by konwojowani przez niego więźniowie nie uciekli.

Po powrocie z „lesopowału” do obozu każdy brygadier musiał wypełnić formularz wydajności pracy i odnieść go do biura „normirowszczyków”, zwanych pogardliwie przez więźniów „pridrukami” (obibokami). Prowadzili oni wszelką statystkę i księgowość obozu. Ta łagrowa administracja liczyła około trzydziestu osób. To oni wyliczali zarobki dla więźniów pracujących przy wyrębie lasu, które zawsze pokrywały się z kosztami utrzymania, więc nie były wypłacane. W wielu przypadkach osadzonym wystawiano rachunki za pobyt w obozie, gdyż wartość ich pracy wyceniano na mniej, niż przeznaczono na ich wyżywienie i opiekę.

Osobną kategorię więźniów stanowili mieszkańcy Trupiarni, czyli specjalnego baraku umiejscowionego pomiędzy kuchnią a pomieszczeniem dla ciężarnych kobiet, do którego delegowano więźniów niezdolnych do pracy. Wielu z nich doczekało się tam swojej śmierci. Pracujący w Trupiarni lekarze decydowali ostatecznie, czy więzień zaliczał się do „rabotiagów” (nadających się do dalszej pracy) czy do „docodiagów” (umierających). Często pobyt w Trupiarni przyśpieszał śmierć osadzonych, ponieważ wiązał się ze znacznie mniejszymi racjami żywnościowymi i gorszymi warunkami sanitarnymi. W książce możemy spotkać także inne nazewnictwo więźniów, wobec których komisja lekarska Trupiarni wydała wyrok. „Słabosiłka” tak określano grupę, która po kilku dniach odpoczynku w baraku nadawała się do tego, by powrócić do katorżniczej pracy. Natomiast „aktirowka” to grupa, której nie pozostało nic innego, niż oczekiwać śmierci w Trupiarni.

Więźniowie nadawali także swoje własne nazwy miejscom, czego przykładem jest wspominana już Trupiarnia, ale w „Innym świecie” znajdziemy inne określenia, jak chociażby „obóz pieriesilnyj”. Zwrot ten oznacza mały barak mieszczący się przy wartowni, do którego trafiali ludzie z transportu z zachodniej Rosji, aby po kilku dniach kontynuować zsyłkę dalej na Północ lub Wschód od Jercewa. Znajdowali się w nim również osadzeni, którzy odzyskali wolność i byli właśnie w drodze w odwrotnym kierunku. Właśnie tam Herling-Grudziński spotkał swojego znajomego z więzienia w Grodnie – Andrzeja K.

Jedynym mile wspominanym przez bohatera miejscem w obozie jercewskim jest „dom swiadnij”, nazywany także przez więźniów „łagierną daczą”. Był to niewielki barak przy wartowni, w którym odbywały się widzenia z bliskimi. Jak czytamy w książce: „Jego położenie topograficzne w obozie było w pewien sposób symboliczne - wchodziło się doń przez wartownię z zony, a wychodziło już za zonę na wolnej ziemi; druty okalające obóz urywały się dokładnie w miejscu, w którym «dom swidanij» przylegał cienkim przepierzeniem do dyżurki naczelnika warty i obszernej izby dla konwojentów”. Miejsce to znajdowało się więc dokładnie na granicy wolności i niewoli.

Innym ważnym miejscem był „lazaret”, czyli obozowy szpital wojskowy. Herling-Grudziński szczególnie miło wspominał starego lekarza, który pracując tam pozostawał pogodny i bardzo sympatyczny dla chorych.
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej