Jesteś w: Inny świat

Losy głównego bohatera „Innego świata”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Gustaw Herling-Grudziński został aresztowany przez NKWD wiosną 1940 roku w Grodnie podczas próby przekroczenia granicy Związku Radzieckiego z Litwą. Podstawą zatrzymania były wysokie, oficerskie buty z cholewami, które rzekomo miały świadczyć, iż pisarz był „majorem wojsk polskich”, a także pierwsza część nazwiska, która w rosyjskim brzmieniu (Gerling) przypominała nieco nazwisko Goeringa – dowódcy hitlerowskiej floty powietrznej. Konkluzja śledczych NKWD mogła być tylko jedna: „jest oficerem polskim na usługach wrogiego wywiadu niemieckiego”. Dokładając do tego drugi absurdalny zarzut: „Zamierzał przekroczyć granicę sowiecko-litewską, aby prowadzić walkę ze Związkiem Sowieckim”, sędziowie, działający oczywiście na usługach tajnej policji, skazali Herlinga-Grudzińskiego na pięć lat ciężkiej pracy w obozie koncentracyjnym.

W czerwcu 1940 roku pisarz trafił do więzienia w Witebsku, by tam oczekiwać na następne przeniesienia. Większość z czterystu umieszczonych w zakładzie więźniów stanowili Polacy. Herling-Grudziński spędził w Witebsku całe lato 1940 roku, które było wyjątkowo upalne. W areszcie zaznajomił się z podziałem na więźniów na osobne kategorie, nauczył się, jakich grup unikać (rosyjskich kryminalistów i recydywistów). Do osadzonych w Witebsku docierały szczątkowe informacje z frontu. To właśnie tam pisarz dowiedział się, że Hitler zdobył Paryż.

W listopadzie 1940 roku, wraz z pięćdziesięcioma innymi więźniami, przewieziono Herlinga-Grudzińskiego do Leningradu. W tamtejszym areszcie trafił do celi numer trzydzieści siedem wraz z więźniami politycznymi. W leningradzkim zakładzie karnym funkcjonowała część, którą nazywano „Pałacem zimowym”, która bardziej przypominała hotel, aniżeli więzienie. Skrzydło to jednak było przeznaczone dla drobnych przestępców, których można jeszcze zresocjalizować. Polityczni odsiadywali swoje kary w dużo gorszych warunkach. W celi, do której trafił Polak, osadzono wielu oficerów Armii Czerwonej, których w 1937 roku oskarżono o szpiegostwo.

W Leningradzie Herling-Grudziński przebywał zaledwie dziesięć dni. Po tym czasie przewieziono go i kilkudziesięciu innych więźniów pociągiem w kierunku północnym. W miejscowości Wołogda wywołano tylko jego nazwisko. Po spędzeniu jednego dnia w tamtejszym areszcie, został przetransportowany do Jercewa pod Archangielskiem, miejsca swojej zsyłki.

Obóz, do którego trafił Polak, cieszył się opinią najlżejszego „łagpunktu” w rejonie kargopolskim. Surowy klimat szybko dał mu się we znaki. Już drugiego dnia pobytu w obozie musiał zgłosić się do szpitala z powodu wysokiej gorączki. Po przeleżeniu dwóch tygodni, Herling-Grudziński powrócił do swojego baraku. Zaprzyjaźnił się z pewnym popem o nazwisku Dimka, ten doradził mu, by przekupił któregoś z wyżej postawionych więźniów, by ten załatwił mu przydział do w miarę lekkiej pracy.

Polak odsprzedał swoje oficerki „urce”, dzięki czemu skierowano go do bazy żywnościowej, gdzie miał pracować jako tragarz. Herling-Grudziński szybko przekonał się o dobrych i złych stronach tego zajęcia: „Pracuje się wprawdzie niejednokrotnie po dwadzieścia godzin na dobę (…) i norma dwunastogodzinnego dnia pracy wynosi 25 ton mąki w workach lub 18 ton owsa bez worków na człowieka przy odległości 25 metrów od wagonu do składu, ale baza znajduje się tuż za zoną i można czasem ukraść coś do jedzenia”. Ominęła go zatem najcięższa praca fizyczna przy wyrębie lasu, z czego się cieszył.

Bohater otrzymał ciepłe ubranie robocze, które umożliwiały mu pracę w trudnych warunkach klimatycznych, jakie panowały w Jercewie. Trafił do międzynarodowej brygady, w której niepodzielnie rządzili „urkowie” na czele z Ukraińcem – Kowalem. Herling-Grudziński każdego dnia poznawał realia życia w obozie, powoli przyzwyczajając się do panujących tam reguł. Dzień po dniu mijał w podobny sposób: wczesna pobudka, kolejka po śniadanie, apel, wymarsz do pracy, powrót do obozu, cisza nocna.

Herling-Grudziński blisko zaprzyjaźnił się z Rosjaninem Kostylewem, skazanym za rzekome szpiegostwo. Mężczyzna był zagorzałym komunistą, wielbicielem dzieł Marksa, Lenina i Stalina, do czasu, gdy odkrył zachodnią literaturę. Dzięki francuskim mistrzom pióra poszerzyły się znacznie jego horyzonty i zrozumiał, że bolszewicy manipulują rosyjskim społeczeństwem. Kostylew unikał pracy na nowo parząc sobie rękę. Wreszcie administracja obozowa to odkryła, przez co miał zostać zesłany na Kołymę, do „łagpunktu”, z którego nikt nie wrócił żywy. Przerażony myślą, że nie zobaczy więcej ukochanej matki postanowił popełnić samobójstwo. Zanim jednak doszło do tej tragedii Herling-Grudziński wstawił się za przyjacielem i zaproponował kierownictwu łagru, że on sam może zostać przetransportowany na Kołymę. Administracja jednak kategorycznie odrzuciła ten pomysł.
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej