Jesteś w:
Inny świat
Jak łatwo się domyślić niewolnicza praca w syberyjskim obozie koncentracyjnym odciskała się na zdrowiu więźniów. Osadzeni w Jercewie często zapadali na choroby, które bezpośrednio wynikały z trudnych warunków klimatycznych, niedożywienia, przemęczenia i braku higieny. Barak szpitalny zawsze przepełniony był pacjentami, którzy wychodząc z niego trafiali albo z powrotem do robót albo prosto do „trupiarni”.
W „Innym świecie” Gustaw Herling-Grudziński przedstawił szereg chorób typowych dla sowieckich łagrów. Pierwszą z nich jest pelagra, czyli schorzenie wywołane niedoborem podstawowych witamin. Dolegliwość ta odciska się nie tylko na zdrowiu fizycznym, ale i na psychice chorego. Nieleczona może prowadzić nawet do otępienia umysłowego. Jednym z jej objawów jest ostra biegunka a przede wszystkim ostre zapalenie skóry (z łaciny „pella agra” oznacza „szorstka skóra”). Na ciałach więźniów, którzy zapadli na tę dolegliwość pojawiały się zaczerwienienia, pęcherze, brązowe plamy. Jej koszmarne konsekwencje opisuje Herling-Grudziński: „Pelagra w ostatnim stadium wywołuje nie tylko zmiany organiczne w postaci wypadania włosów i zębów czy gnicia całego ciała, ale i zmiany psychiczne – depresję, melancholię, przewlekłe stany lękowe. S. wyglądał jak kupa pozlepianych naprędce i powiązanych szmatami ochłapów ludzkich i przysiągłbym, że się rozsypie na oczach wszystkich, kiedy obaj towarzysze puszczą jego ramiona”. Leczenie pelagry w obozie polegało na podawaniu chorym każdego dnia kostki cukru i kawałka tłuszczu.
Inną, niezwykle powszechną w jercewskim obozie chorobą, była tak zwana „kurza ślepota”. Schorzenie prędzej czy później „dopadało” więźniów jednego po drugim, ponieważ jego główną przyczyną było złe odżywianie, a dokładniej brak tłuszczów. Dolegliwość ta polegała na tym, że chory widział tylko w dzień, a kiedy zapadł zmrok stawał się ślepcem. „Kurzy ślepcy” chodzili po obozie rano i wieczorem, z wyciągniętymi przed siebie rękami po omacku sprawdzając drogę. Pogłębianie się tej choroby mogło również doprowadzić do obłędu. Więzień cierpiący na to schorzenie odczuwał „(…) stałe rozjątrzenie i coś w rodzaju zdenerwowania, graniczącego z panicznym lękiem przed nocą”. Z czasach „kurzy ślepcy” przestawali rozpoznawać swoich znajomych nawet w dzień i stawali się agresywni.
Trzecim popularnym wśród więźniów Jercewa schorzeniem była awitaminoza (szkorbut), a dokładniej jej syberyjska odmiana – cynga. Podobnie jak w przypadku „kurzej ślepoty” i pelagry główną przyczyną występowania i tej choroby było niewłaściwe żywienie. Cyngę wywoływał brak kwasu skrobiowego i witaminy C. Objawami tego ciężkiego schorzenia były krwotoki, ból mięśni i stawów, ciężkie złamania kości, zapalenie dziąseł, wypadanie zębów, a także dolegliwości psychiczne – głównie depresja. Najprościej leczyć szkorbut podając duże dawki witaminy C. W Jercewie chorym na tę przypadłość przepisywano specjalne surówki („cyngotnoje pitanije”), składające się z posiekanej cebuli, marchwi, brukwi i buraków. Jednak porcje te były tak małe, że chorzy nie traktowali ich jak lekarstwa, ale dodatkową łyżkę jedzenia.
Herling-Grudziński opisał także inne typowe dla obozu koncentracyjnego w Jercewie przypadki wymagające leczenia szpitalnego. Wśród brygad leśnym dość popularną metodą ucieczki od ciężkiej pracy były samookaleczenia. Więźniowie pracujący przy wyrębie celowo odrąbywali sobie na przykład palce u rąk. Z czasem jednak administracja obozowa odbierała takie akty jako sabotaż, przez co dodawano tym więźniom nawet dziesięć lat wyroku.
Osadzeni często sami doprowadzali małe zadrapania i skaleczenia do stanu ropnego zapalenia. Wówczas, kiedy dostawali gorączki mogli liczyć na kilka dni wytchnienia na szpitalnym łóżku. Mistrzami w wywoływaniu dolegliwości byli „urkowie”, którzy potrafili nawet wstrzykiwać sobie rozpuszczone mydło do cewki moczowej. Powstający wówczas wysięk budził u lekarzy podejrzenie choroby wenerycznej, a to zapewniało kilka dni obserwacji szpitalnej.
Z kolei inna grupa więźniów – „nacmeni” – czyli mieszkańcy południowych republik sowieckich, umierali najczęściej z powodu nieprzystosowania swoich organizmów do panujących na Syberii warunków klimatycznych. Dręczyły ich bóle brzucha, za co lekarze oskarżali ich o symulowanie i miganie się od pracy. „Nacmeni” umierali od zbyt dużego dla nich mrozu, a nawet od bieli śniegu – ich skośne oczy, nie przywykłe do krajobrazu Północy, nieustannie łzawiły, po czym zarastały ropą.
strona: - 1 - - 2 -
Choroby w „Innym świecie”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimJak łatwo się domyślić niewolnicza praca w syberyjskim obozie koncentracyjnym odciskała się na zdrowiu więźniów. Osadzeni w Jercewie często zapadali na choroby, które bezpośrednio wynikały z trudnych warunków klimatycznych, niedożywienia, przemęczenia i braku higieny. Barak szpitalny zawsze przepełniony był pacjentami, którzy wychodząc z niego trafiali albo z powrotem do robót albo prosto do „trupiarni”.
W „Innym świecie” Gustaw Herling-Grudziński przedstawił szereg chorób typowych dla sowieckich łagrów. Pierwszą z nich jest pelagra, czyli schorzenie wywołane niedoborem podstawowych witamin. Dolegliwość ta odciska się nie tylko na zdrowiu fizycznym, ale i na psychice chorego. Nieleczona może prowadzić nawet do otępienia umysłowego. Jednym z jej objawów jest ostra biegunka a przede wszystkim ostre zapalenie skóry (z łaciny „pella agra” oznacza „szorstka skóra”). Na ciałach więźniów, którzy zapadli na tę dolegliwość pojawiały się zaczerwienienia, pęcherze, brązowe plamy. Jej koszmarne konsekwencje opisuje Herling-Grudziński: „Pelagra w ostatnim stadium wywołuje nie tylko zmiany organiczne w postaci wypadania włosów i zębów czy gnicia całego ciała, ale i zmiany psychiczne – depresję, melancholię, przewlekłe stany lękowe. S. wyglądał jak kupa pozlepianych naprędce i powiązanych szmatami ochłapów ludzkich i przysiągłbym, że się rozsypie na oczach wszystkich, kiedy obaj towarzysze puszczą jego ramiona”. Leczenie pelagry w obozie polegało na podawaniu chorym każdego dnia kostki cukru i kawałka tłuszczu.
Inną, niezwykle powszechną w jercewskim obozie chorobą, była tak zwana „kurza ślepota”. Schorzenie prędzej czy później „dopadało” więźniów jednego po drugim, ponieważ jego główną przyczyną było złe odżywianie, a dokładniej brak tłuszczów. Dolegliwość ta polegała na tym, że chory widział tylko w dzień, a kiedy zapadł zmrok stawał się ślepcem. „Kurzy ślepcy” chodzili po obozie rano i wieczorem, z wyciągniętymi przed siebie rękami po omacku sprawdzając drogę. Pogłębianie się tej choroby mogło również doprowadzić do obłędu. Więzień cierpiący na to schorzenie odczuwał „(…) stałe rozjątrzenie i coś w rodzaju zdenerwowania, graniczącego z panicznym lękiem przed nocą”. Z czasach „kurzy ślepcy” przestawali rozpoznawać swoich znajomych nawet w dzień i stawali się agresywni.
Trzecim popularnym wśród więźniów Jercewa schorzeniem była awitaminoza (szkorbut), a dokładniej jej syberyjska odmiana – cynga. Podobnie jak w przypadku „kurzej ślepoty” i pelagry główną przyczyną występowania i tej choroby było niewłaściwe żywienie. Cyngę wywoływał brak kwasu skrobiowego i witaminy C. Objawami tego ciężkiego schorzenia były krwotoki, ból mięśni i stawów, ciężkie złamania kości, zapalenie dziąseł, wypadanie zębów, a także dolegliwości psychiczne – głównie depresja. Najprościej leczyć szkorbut podając duże dawki witaminy C. W Jercewie chorym na tę przypadłość przepisywano specjalne surówki („cyngotnoje pitanije”), składające się z posiekanej cebuli, marchwi, brukwi i buraków. Jednak porcje te były tak małe, że chorzy nie traktowali ich jak lekarstwa, ale dodatkową łyżkę jedzenia.
Herling-Grudziński opisał także inne typowe dla obozu koncentracyjnego w Jercewie przypadki wymagające leczenia szpitalnego. Wśród brygad leśnym dość popularną metodą ucieczki od ciężkiej pracy były samookaleczenia. Więźniowie pracujący przy wyrębie celowo odrąbywali sobie na przykład palce u rąk. Z czasem jednak administracja obozowa odbierała takie akty jako sabotaż, przez co dodawano tym więźniom nawet dziesięć lat wyroku.
Osadzeni często sami doprowadzali małe zadrapania i skaleczenia do stanu ropnego zapalenia. Wówczas, kiedy dostawali gorączki mogli liczyć na kilka dni wytchnienia na szpitalnym łóżku. Mistrzami w wywoływaniu dolegliwości byli „urkowie”, którzy potrafili nawet wstrzykiwać sobie rozpuszczone mydło do cewki moczowej. Powstający wówczas wysięk budził u lekarzy podejrzenie choroby wenerycznej, a to zapewniało kilka dni obserwacji szpitalnej.
Z kolei inna grupa więźniów – „nacmeni” – czyli mieszkańcy południowych republik sowieckich, umierali najczęściej z powodu nieprzystosowania swoich organizmów do panujących na Syberii warunków klimatycznych. Dręczyły ich bóle brzucha, za co lekarze oskarżali ich o symulowanie i miganie się od pracy. „Nacmeni” umierali od zbyt dużego dla nich mrozu, a nawet od bieli śniegu – ich skośne oczy, nie przywykłe do krajobrazu Północy, nieustannie łzawiły, po czym zarastały ropą.
strona: - 1 - - 2 -