Jesteś w:
Inny świat
Pomimo że leczenie najczęściej nie przynosiło widocznych rezultatów, chorzy więźniowie marzyli o kilkudniowym pobycie w baraku szpitalnym. Czyste posłanie, ciepło i opieka sióstr oraz lekarzy dla większości osadzonych warunki te przypominały luksusowy hotel. Decydującym o przyjęciu do szpitala, a także prowadzący większość przypadków chorobowych był były więzień – doktor Jegorow. Drugim barakiem, obok szpitalnego, w którym za wszelką cenę chcieli znaleźć się osadzeni był tak zwany „Dom Swidanij”. Tam chorym zapewniano dostęp do łaźni, czystą bieliznę, własne łóżko ze świeżą pościelą.
Podlegajmy leczeniu szpitalnemu więźniowie otrzymywali racje żywnościowe z tak zwanego „trzeciego kotła”, czyli najlepsze. Rano dostawali łyżkę gęstej kaszy i kawałek ryby, wieczorem łyżkę zupy i siedemset gram chleba, do tego łyżkę surówki. Do szpitala jednak mogli trafić tylko ci chorzy, którzy mieli gorączkę powyżej trzydziestu dziewięciu stopni, a kiedy spadała ona poniżej trzydziestu ośmiu ordynator miał obowiązek zwolnić takiego pacjenta do baraku. Leczenie opierało się nie na tym, by przywrócić chorego do zdrowia, ale na tym by sprawić, aby był użyteczny do dalszej pracy. Dlatego też podstawową metodą stosowaną przez personel obozowy było zbijanie temperatury za pomocą różnych proszków. Zadanie lekarzy było proste – jak najszybciej postawić więźnia na nogi albo doprowadzić go przynajmniej do takiego stanu, by o własnych siłach mógł przejść do „trupiarni”.
Zwykli, zdrowi więźniowie uważali pacjentów szpitala za bezczelnych darmozjadów, którzy nie dość, że nie pracują, to jeszcze dostają największe posiłki. Wielu z osadzonych jeszcze większą nienawiścią darzyło mieszkańców „trupiarni”: „Barachło, śmiecie (…) darmo jedzą chleb. I dla nas, i dla nich byłoby lepiej, gdyby im skrócono cierpienia” – mówili. Z taką samą pogardą odnosili się do innych chorych: „kurzy ślepcy zatarasowują wszystkie przejścia w obozie i obniżają wyrabotkę po zmroku, a chorzy na obłęd głodowy powinni siedzieć w izolatorze, bo niedługo już zaczną kraść chleb”.
strona: - 1 - - 2 -
Choroby w „Innym świecie”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimPomimo że leczenie najczęściej nie przynosiło widocznych rezultatów, chorzy więźniowie marzyli o kilkudniowym pobycie w baraku szpitalnym. Czyste posłanie, ciepło i opieka sióstr oraz lekarzy dla większości osadzonych warunki te przypominały luksusowy hotel. Decydującym o przyjęciu do szpitala, a także prowadzący większość przypadków chorobowych był były więzień – doktor Jegorow. Drugim barakiem, obok szpitalnego, w którym za wszelką cenę chcieli znaleźć się osadzeni był tak zwany „Dom Swidanij”. Tam chorym zapewniano dostęp do łaźni, czystą bieliznę, własne łóżko ze świeżą pościelą.
Podlegajmy leczeniu szpitalnemu więźniowie otrzymywali racje żywnościowe z tak zwanego „trzeciego kotła”, czyli najlepsze. Rano dostawali łyżkę gęstej kaszy i kawałek ryby, wieczorem łyżkę zupy i siedemset gram chleba, do tego łyżkę surówki. Do szpitala jednak mogli trafić tylko ci chorzy, którzy mieli gorączkę powyżej trzydziestu dziewięciu stopni, a kiedy spadała ona poniżej trzydziestu ośmiu ordynator miał obowiązek zwolnić takiego pacjenta do baraku. Leczenie opierało się nie na tym, by przywrócić chorego do zdrowia, ale na tym by sprawić, aby był użyteczny do dalszej pracy. Dlatego też podstawową metodą stosowaną przez personel obozowy było zbijanie temperatury za pomocą różnych proszków. Zadanie lekarzy było proste – jak najszybciej postawić więźnia na nogi albo doprowadzić go przynajmniej do takiego stanu, by o własnych siłach mógł przejść do „trupiarni”.
Zwykli, zdrowi więźniowie uważali pacjentów szpitala za bezczelnych darmozjadów, którzy nie dość, że nie pracują, to jeszcze dostają największe posiłki. Wielu z osadzonych jeszcze większą nienawiścią darzyło mieszkańców „trupiarni”: „Barachło, śmiecie (…) darmo jedzą chleb. I dla nas, i dla nich byłoby lepiej, gdyby im skrócono cierpienia” – mówili. Z taką samą pogardą odnosili się do innych chorych: „kurzy ślepcy zatarasowują wszystkie przejścia w obozie i obniżają wyrabotkę po zmroku, a chorzy na obłęd głodowy powinni siedzieć w izolatorze, bo niedługo już zaczną kraść chleb”.
strona: - 1 - - 2 -