Jesteś w: Inny świat

Praca w „Innym świecie”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Każdy dzień kończył się podobnie. Wszystkie brygady wracały do obozu mniej więcej o tej samej porze, około godziny osiemnastej. Wartownicy rewidowali konwoje więźniów w kolejności ich przybycia. Jeśli udało im się znaleźć jakiś niedozwolony przedmiot czy przemycane jedzenie, wówczas cała brygada była odsuwana na bok. Należących do niej więźniów rozbierano do naga i przetrzymano na mrozie i śniegu do późnej nocy.

Herling-Grudziński najdłużej pracował w brygadzie tragarzy na bazie żywnościowej. Dzień roboczy trwał dla niego czasami nawet dwadzieścia godzin. Do głównych zadań więźniów pracujących w tych brygadach należało rozładowywanie wagonów stojących na bocznicy kolejowej. Osadzeni pracowali pod wielką presją czasu, ponieważ wagony musiały być opustoszone jak najszybciej. Administracja wyznaczyła dla brygad tragarzy mordercze normy – od stu pięćdziesięciu do dwustu procent. Na szczęście i ty możliwa była „tufta”. Oszustwo polegało na doliczaniu przez „dziesiętnika” kilku metrów do odległości pomiędzy wagonem a składem. Norma tragarska składała się z dwóch współczynników – ilości wyładowanego materiału i odległość pomiędzy składem a wagonem. Właśnie w tym drugim kryterium możliwe było dokonywanie drobnych oszustw. O ciężkości tej pracy może świadczyć fakt, iż „25 więźniów musiało wyładować żywność dla 30 tysięcy swych współtowarzyszy ze wszystkich «łagpunktów» obozu kargopolskiego i dla spółdzielni na wolności”.

Jednak praca w charakterze tragarza niosła ze sobą pewne przywileje. Powszechnie więźniowie uważali ją za wyróżnienie, dlatego na jedno miejsce zwykle było po kilkudziesięciu chętnych. Popularność tego zajęcia wynikała z możliwości podkradania żywności. Często udawało się tragarzom przywłaszczyć sobie kawałek ryby, parę ziemniaków, garść mąki.

Więźniów wykorzystywano także do robót sezonowych i interwencyjnych. Przykładem tego może być brygada 57, która została utworzona specjalnie na okoliczność sianokosów. Przynależący do oddziału osadzeni byli budzeni o świcie. Podobnie jak w przypadku wycinki, droga do miejsca pracy wynosiła sześć kilometrów, a na jej pokonanie miała wystarczyć godzina. Co prawda więźniowie nie szli na miejsce pracy po pas w śniegu, ale musieli maszerować przez bagnisty teren i torfowiska. Tym razem zamiast mrozu dokuczał im upał. Mniej więcej w okolicach południa słońce grzało tak mocno, że niektórzy kładli się pod stogami siana w poszukiwaniu odrobiny cienia. Zaletą pracy przy sianokosach było to, że więźniowie mogli posilać się owocami lasu.

Praca każdego z więźniów była przeliczana przez administrację obozu na pieniądze. Każdy brygadier sporządzał raporty wydajności, wedle których sporządzano tabele i wyliczano procent wykonanych norm dla każdego osadzonego. Cała ta buchalteria była jednak fikcją, fasadą, ponieważ zawsze okazywało się, że wynagrodzenie równało się kosztom utrzymania więźnia, więc nie wypłacano żadnych pieniędzy. Co więcej, wielokrotnie wyliczano, że osadzony jest winien administracji obozowej jakąś kwotę, ponieważ na jego wyżywienie, nocleg, konserwację baraków wydano więcej, niż ten zdołał zarobić. Jak łatwo się domyślić jedynym sposobem spłacenia długu była jeszcze cięższa praca.

Za największe przewinienie, jakie można było popełnić w obozie, uważano odmowę wyjścia do pracy. Nawet głodówka miała łagodniejsze konsekwencje. W niektórych obozach, takich więźniów rozstrzeliwano na miejscu, bez żadnego sądu. W innych łagrach byli rozbierani do naga i zmuszani do stania na mrozie do czasu zmiany swojej decyzji, albo do zamarznięcia na śmierć. Jeszcze w innych karą była izolatka o samej wodzie i dwustu gramach chleba, natomiast dla recydywistów był sąd i wyrok pięć lat dla więźnia „pospolitego”, dziesięć lat lub śmierć dla „politycznego”.

W Jercewie więźniów odmawiających wyjścia do pracy strażnicy wsadzali do centralnego izolatora, który mieścił się za zoną. Nigdy już z niego nie wracali. Słychać było tylko salwy z karabinów, co świadczyło o tym, że zostali rozstrzelani. Po wybuchu wojny rosyjsko – niemieckiej weszły nowe przepisy, które dawały sądom „ludowym” nowe prawo trybunału wojennego – nieograniczoną władzę nad życiem więźnia.
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej