Jesteś w: Medaliony

Medaliony – streszczenie

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest niecała wiadoma. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących bez sprzeciwu na śmierć. O skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru.
Kobieta cmentarna widziała to samo i słyszała. I dla niej jednak rzecz tak przeplotła się z komentarzem, że zatraciła swą rzeczywistość.

Przy torze kolejowym

Opowiada człowiek, który nie może zapomnieć ani zrozumieć tego, co widział. Z transportu kolejowego uciekła kobieta. Należała do odważnych, którzy zdecydowali się na ryzyko. W zaplombowanych wagonach przewożono zbitą masę ludzką. Wszyscy wiedzieli, że jadą na śmierć. Wyrwanie desek z podłogi było trudne, długotrwałe, nie dawało wielkich szans. Wielu uciekinierów ginęło pod kołami pociągu lub okaleczeni stawali się ofiarami wszelkiego okrucieństwa Niemców. Ale silniejsi więźniowie wciąż mieli nadzieję. Tym razem strażnicy konwoju zauważyli uciekinierów. Kobietę postrzelono w kolano. Jej męża i kilku pozostałych odważnych trafiono śmiertelnie. Leżała przy torze kolejowym, ani martwa, ani żywa. Nie mogła dalej uciekać, a do lasu miała już tak niedaleko. Ludzie z wioski przychodzili patrzeć na nią. Była Żydówką, miała zbyt czarne oczy i włosy. Najmniejsza nawet pomoc skończyłaby się obozem lub śmiercią. Okoliczni przechodzili obok, opowiadali sobie historię rannej tuż nad jej głową. Jeden młody człowiek nie odstępował od uciekinierki. Przyniósł jej wódkę i papierosy. Inna wiejska kobieta chyłkiem podrzuciła chleb i mleko, ale Żydówka nie wypiła, nie zjadła. Kiedy nadeszli policjanci i naradzali się, co zrobić, kobieta prosiła ich o śmierć. Oni jednak odeszli. Tak więc nikt nie zapragnął zabrać jej stąd przed nocą ani wezwać doktora, ani dowieźć do stacji, skąd mogłaby pojechać do szpitala. Nic takiego nie było przewidziane. Szło już tylko o to, aby tak lub inaczej umarła. O zmierzchu nadeszli policjanci i ów młody mężczyzna. Policjanci wahali się, który ma ją zastrzelić. Wreszcie podano rewolwer nieznajomemu.

W nocy dwóch ludzi wyszło z lasu, ale zastali już kobietę nieżywą. Opowiadający kończy wspomnienie:
Ale dlaczego on do niej strzelił, to nie jest jasne (…). Tego nie mogę zrozumieć. Właśnie o nim można było myśleć, że mu jej żal…
Dwojra Zielona

Do lady podchodzi kobieta z czarną przepaską na oku. Towarzyszący jej mężczyzna zamawia okulary i sztuczne oko. Okazuje się, że kobieta ta była w obozie. Narratorka prosi więc o rozmowę, proponuje pobliską cukiernię. Bezoka kobieta odmawia pójścia do kawiarni, nie rezygnuje jednak z rozmowy. Obie kierują się do mieszkania, w którym od dwóch dni była więźniarka znalazła pracę. Jest to mieszkanie na Pradze, będzie tu żydowskie ambulatorium. Mężczyzna ze sklepu nie jest rodziną. Jestem sama – powtarza kilkakrotnie kobieta. W mieszkaniu panie mogą spokojnie porozmawiać.

W 1943 roku na stacji Małaszewicze został zabity mąż. Ona sama była w Międzyrzecu. Ma trzydzieści pięć lat. Straciła oko, zęby, wygląda na dużo starszą, schorowaną. Nazywa się Dwojra Zielona, jej mąż, także Żyd, miał na nazwisko Rajszer. Po tym, jak w 1942 zabrano Rajszera do lagru, wysiedlono Janów Podlaski, w którym mieszkała Dwojra. Nowy Judenstadt utworzono w Międzyrzecu. Co dwa tygodnie wywożono stąd ludzi do Treblinki. Kobieta przeżyła, ponieważ znalazła kryjówkę na jednym ze strychów. Siedząc tam dni, tygodnie, myślała:
„Teraz żyję, a za godzinę nie wiem, co będzie”.
Ale inni ginęli, a ona nie – dopowiada Nałkowska. W grudniu 1942 Dwojra zeszła ze strychu po czterech tygodniach ukrywania się, przekonana, że umrze z głodu i braku wody. Miesiąc później, w sylwestra, Niemcy urządzili sobie zabawę w getcie. Zastrzelili sześćdziesięciu pięciu Żydów, Dwojra straciła wtedy oko. Pani powiem: ja chciałam żyć. Nie wiem, bo nie miałam męża ani rodziny, ani nikogo, i chciałam żyć. Oka nie miałam, byłam głodna i chłodna – i chciałam żyć. Dlaczego? To pani powiem:
po to, żeby powiedzieć wszystko tak, jak pani teraz mówię. Niech świat wie, co oni robili. (…) Myślałam, że będę żyła ja tylko jedna. Myślałam, że nie będzie na świecie ani jednego Żyda.
Kiedy po postrzale w oko, zabrano Dwojrę do szpitala, chciała ze sobą skończyć. Później sama poszła z resztą Żydów do Majdanka. Tam Niemcy bili więźniów bo tak chcieli, nic więcej, robili selekcję. Dwojra pamięta egzekucję młodej dziewczyny, która próbowała uciec. Wszyscy musieli na to patrzeć. Byli też Żydzi, którzy sami się wieszali.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 



  Dowiedz się więcej