Jesteś w: Medaliony

Medaliony – streszczenie

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim


Mieszkańcy okolicznych wiosek Żuchowskich słyszeli krzyki ludzkie, warkot ciężarówek jeżdżących regularnie do lasu.

Michał P. mieszkał w Ugaju, pracował u Niemców. Zaprowadził do samochodu swego ojca, matkę, siostrę z pięciorgiem dzieci, brata z żoną i trojgiem dzieci. Chciał także jechać, na ochotnika, ale nie pozwolono mu. Pracował dobrze, był bardzo silny. Polski folksdojcz mówił ludziom, że jadą do pracy. Dlatego się nie bali.

W styczniu 1942 zabrano Michała P. wraz z innymi atletycznymi Żydami, na posterunek żandarmerii. Zawieziono ich do Chełmna, do pałacu. Nowi pracownicy byli ciekawi, jak wygląda pałac, ale Niemcy nie pozwolili patrzeć. Przez uchyloną płachtę samochodu Michał zobaczył ludzkie łachmany i żydowski napis
„Kto tu przychodzi, każdy ma śmierć”.
To już wiedziałem, co się dzieje – mówi. Zapędzono go z pozostałymi do piwnicy. Jego praca polegała na sortowaniu ubrań, butów, przyborów, które mieli ze sobą Żydzi. Dowiedział się, że w lesie zakopują uduszonych, więc zgłosił się tam do pracy, myśląc, że z lasu łatwiej uciec.

Wzięto trzydziestu Żydów do kopania rowów. O ósmej rano był pierwszy transport z Chełmna. Po otwarciu drzwi samochodu Niemcy odskakiwali, ze środka szedł czarny dym. Potem do auta wchodziło trzech Żydów i wyrzucali trupy na zewnątrz. Opróżniony samochód odjeżdżał. Dwóch Ukraińców obszukiwało trupy, aż do obrzydliwości, w poszukiwaniu złotych zębów, obrączek, zegarków, woreczków z pieniędzmi. Niemcy dokładnie obserwowali rewizję, zabierali znalezione rzeczy do walizek. Potem układano trupy w rowach, na przemian głową i stopami, ciasno, twarzą do dołu. W trzech, czterech metrach rowu mieściło się tysiąc ciał. Dziennie przyjeżdżało trzynaście transportów, po dziewięćdziesięciu uduszonych w każdym. Jeśli któryś z Żydów pracował za wolno, kazano mu kłaść się na trupach i strzelano w tył głowy. Po dziesięciu dniach pracy Niemcy zrobili selekcję wśród pracujących w lesie – słabsi poszli do gazu, zastąpili ich nowi Żydzi z Łodzi.

Jednego dnia wyrzucono z samochodu zwłoki żony i dwojga dzieci Michała P. Mężczyzna położył się na ich ciałach i prosił o śmierć. Jeden z Niemców powiedział wtedy: Człowiek jest mocny, może jeszcze dobrze popracować i bił Michała dopóki ten nie wstał. Wtedy dwóch pracujących Żydów powiesiło się, Michała powstrzymał jakiś pobożny człowiek. Wkrótce udało się Michałowi uciec. Strzelali za nim, ale nie trafili. Schronił się wpierw w stodole, a potem u okolicznego chłopa, który go ogolił, nakarmił. Żyd udał się następnie do Grabowa, gdzie spotkał innego uciekiniera z Żuchowskiego lasu.

Teraz nie ma już pałacu, nie ma późniejszych krematoriów. Dopiero przy bliższym, uważnym patrzeniu na las, można zauważyć nową, słabszą trawę w pewnych miejscach; można znaleźć kawałek ludzkiej stopy, skrawek ubrania, pudełko greckich zapałek lub papierek z nazwą apteki albo kosteczki ludzkie.

Dorośli i dzieci w Oświęcimiu

Tu dopiero Nałkowska dokonuje skromnego podsumowania:
"Uduszono i spalono te nieprzebrane masy ludzkie w trybie najstaranniej rzemyślanej, zracjonalizowanej, sprawnej i udoskonalonej organizacji. nie wyrzekano się przy tym sposobów bardziej dowolnych, amatorskich, odpowiadających upodobaniom indywidualnym. (…) miliony istnień człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich obozach śmierci. Majdanek, Oświęcim, Brzezinka, Treblinka, Tuszynek, Wiączyń pod Łodzią, i wciąż odkrywane inne miejsca."
Wystarczył pałac w Chełmnie, zrujnowany spichrz i młody sosnowy las. Wystarczył mały budynek Instytutu Anatomicznego we Wrzeszczu pod Gdańskiem.

Mówiono Żydom zwożonym z całej Europy, że jadą do pracy w doskonałych warunkach w polskich obozach, zapewniano uczonym stanowiska, grupie Żydów oddano też na własność miasto przemysłowe Łódź. Przy transportach kazano zabierać rzeczy najcenniejsze, które potem, wraz ze wszystkimi przedmiotami wieziono do Niemiec. Ubrania, obuwie, kosztowności, okulary, grzebienie, szczoteczki do zębów, zegarki, puderniczki – wszystko miało wartość. Ludzki tłuszcz przerabiano na mydło, skórę garbowano na pergamin, z włosów robiono materace, z kości – nawóz. To był już tylko produkt uboczny tego olbrzymiego przedsiębiorstwa państwowego, przynoszącego w ciągu lat nie obliczone dochody.
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 - 



  Dowiedz się więcej