Jesteś w: Lalka

Historia Minclów

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Rodzina Minclów pochodziła z Niemiec. Mieli sklep kolonialno-galanteryjno-mydlarski na warszawskim Podwalu.

To u Minclów pierwsze doświadczenie z handlem odebrał Ignacy Rzecki, gdy po śmierci ojca dostał się na „staż” kupca. Stary Mincel zgodził się go przyjąć za wikt i opierunek. „I tak się to zaczęło…” – wspominał w swoim pamiętniku stary subiekt, któremu sklep Niemca podobał się od najmłodszych lat. Zawsze, gdy ciotka wysyłała go po sprawunki, biegł co sił w nogach patrzył na pięknie przystrojone okna wystawowe:

Sklep Mincla znałem od dawna, ponieważ ojciec wysyłał mnie do niego po papier, a ciotka po mydło. Zawsze biegłem tam z radosną ciekawością, ażeby napatrzeć się wiszącym za szybami zabawkom. O ile pamiętam, był tam w oknie duży kozak, który sam przez się skakał i machał rękoma, a we drzwiach - bęben, pałasz i skórzany koń z prawdziwym ogonem. Wnętrze sklepu wyglądało jak duża piwnica, której końca nigdy nie mogłem dojrzeć z powodu ciemności. Wiem tylko, że po pieprz, kawę i liście bobkowe szło się na lewo do stołu, za którym stały ogromne szafy, od sklepienia do podłogi napełnione szufladami. Papier zaś, atrament, talerze i szklanki sprzedawano przy stole na prawo, gdzie były szafy z szybami, a po mydło i krochmal szło się w głąb sklepu, gdzie było widać beczki i stosy pak drewnianych. Nawet sklepienie było zajęte. Wisiały tam długie szeregi pęcherzy naładowanych gorczycą i farbami, ogromna lampa z daszkiem, która w zimie paliła się cały dzień, sieć pełna korków do butelek, wreszcie wypchany krokodylek, długi może na półtora łokcia.

Oprócz Ignacego, który był jeszcze dzieckiem, zatrudnionych w sklepie Mincla było jeszcze dwóch innych subiektów – krewnych Mincla. Byli to trzydziestokilkuletni Franc Mincel, z rudą głową i zaspaną fizjognomiąm który dostawał od starego gdyż palił fajkę, późno wchodził za kontuar, wymykał się z domu po nocach, a nade wszystko niedbale ważył towar, oraz młodszy, kierujący działem galanterii Jan Mincel, który z kolei narażał się właścicielowi za podbieranie kolorowego papieru, potrzebnego mu do pisania ciągłych liścików miłosnych do kobiet.

Stary Mincel był człowiekiem surowym i cenił dyscyplinę wśród pracowników, o czym wielokrotnie dowiadywał się na własnej skórze Rzecki. W swoim pamiętniku wspominał na przykład:

Franc odmierzył jakiejś kobiecie za dziesięć groszy rodzynków. Widząc, że jedno ziarno upadło na kontuar (stary miał w tej chwili oczy zamknięte), podniosłem je nieznacznie i zjadłem. Chciałem właśnie wyjąć pestkę, która wcisnęła się mi między zęby, gdy uczułem na plecach coś jakby mocne dotknięcie rozpalonego żelaza.

Cielesne kary nie były jedynym utrapieniem młodego Ignacego, ponieważ Mincel wykorzystywał swoich pracowników maksymalnie. Rzecki na przykład zaczynał swój dzień pracy o piątej rano, a kończył późno w nocy:

Wstawałem rano o piątej, myłem się i zamiatałem sklep. O szóstej otwierałem główne drzwi tudzież okiennicę. W tej chwili, gdzieś z ulicy zjawiał się August Katz, zdejmował surdut, kładł fartuch i milcząc stawał między beczką mydła szarego a kolumną ułożoną z cegiełek mydła żółtego. Potem drzwiami od podwórka wbiegał stary Mincel mrucząc: Morgen!, poprawiał szlafmycę, dobywał z szuflady księgę, wciskał się w fotel i parę razy ciągnął za sznurek kozaka. Dopiero po nim ukazywał się Jan Mincel i ucałowawszy stryja w rękę, stawał za swoim kontuarem, na którym podczas lata łapał muchy, a w zimie kreślił palcem albo pięścią jakieś figury. Franca zwykle sprowadzano do sklepu (…).

Stary Mincel nie był seniorem rodu. W prowadzenie sklepu była zaangażowana także jego matka, która każdego ranka o ósmej razem ze służącą przynosiła do sklepu dla pracowników kosz bułek i kawę. Podobnie jak Mincla, także ją należało pocałować w rękę, co było kolejną żelazną zasadą pracy u Minclów.

Mimo iż stary Mincel był pracoholikiem i tego samego wymagał od podwładnych, choć nie opuszczał sklepu nawet w niedzielę, to jednak Ignacy wspominał swojego szefa z nostalgią i uśmiechem. To on wpoił mu szacunek do pracy, wyjaśnił zasady handlu, przestrzegał przez konkurencją i nauczył oszczędzania, wymagając, by Ignacy pod koniec miesiąca rozliczał się ze swoich wydatków i sumował, ile udało mu się zaoszczędzić:
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej