Jesteś w: Zbrodnia i kara

Rodion Raskolnikow – charakterystyka, dzieje, zbrodnia i przemiana

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Wędrówka Raskolnikowa ulicami Petersburga


Petersburg w powieści Fiodora Dostojewskiego „Zbrodnia i kara” nie przypomina bogatej europejskiej stolicy, nie odnajdziemy w jego opisach ani jednego fragmentu reklamującego miasto. Jest wręcz przeciwnie – razem z Rodionem Raskolnikowem odwiedzamy najbardziej przygnębiające miejsca.

Bohater spaceruje placem Siennym:

„Zbliżała się godzina dziewiąta, kiedy mijał plac Sienny. Wszyscy handlarze przy straganach, w budkach, w sklepach i sklepikach zamykali swoje lokale lub zdejmowali i chowali towar i podobnie jak klientele rozchodzili się do domów. Pod garkuchniami, na dolnych piętrach, na brudnych i cuchnących podwórkach kamienicy przy Siennym, zwłaszcza zaś koło szynków, tłoczyło się mnóstwo ludu roboczego i łachmaniarzy (…)”.

Wchodzi także do przepełnionych, dusznych szynkowni:

„(…) Stały talerzyki z mizerią, czarnymi sucharkami i na dzwonka pokrajaną rybą; wszystko to pachniało nader niezachęcająco. Nieznośnie duszne powietrze sprawiało, że trudno było wysiedzieć, a wszystko było tak przepojone odorem okowity, że miało się wrażenie, iż od samego tego zaduchu można w ciągu pięciu minut stać się pijanym”.

Rodion dużo spaceruje, chodzi przez mosty, z których próbują skakać samobójcy, odwiedza stanowiące tło pracy prostytutek parki, zagląda w brudne u ociekające rynsztokami ulice. To wszystko pogłębia w nim tylko depresję z powodu biedy, rozmyśla o nękającym go głodzie, o zaległym czynszu, jest rozdrażniony, napięty, unika ludzi. Krocząc dusznymi ulicami Petersburga, skąpanymi w lipcowym słońcu, oddawał się rozmyślaniom, czy jest w stanie „to” zrobić. Ta wędrówka jest swego rodzaju spacerem po kręgach piekielnych, podobnie jak w „Boskiej Komedii” Dantego.

Wpływ dokonanej zbrodni na dalsze życie Raskolnikowa


„Pewność, że opuszcza go wszystko, nawet pamięć, nawet zwykła zdolność rozumowania – dręczyła go nieznośnie. >>Czyżby to się już zaczynało? Czyżby to już przyszła kara?<<” – fragment monologu Rodiona Raskolnikowa z I rozdziału drugiej części powieści „Zbrodnia i kara”, gdy budzi się po dokonaniu podwójnego morderstwa stanowi początek fizycznej i psychicznej udręki bohatera.

Zbrodnia sprawiła, że bohatera naszło nagłe osłabienie. Po powrocie do mieszkania wpadł w otępienie, w malignie odzyskiwał co jakiś czas świadomość: „(…) był to stan gorączkowy, połączony z majaczeniem i półprzytomnością”, po chwili znowu zapadając w sen, przerywany spazmami.

Rodia chorował kilka dni. Jego zachowanie uległo tak znacznej zmianie, że rodzina i przyjaciele nie poznawali w tym dziwnym człowieku dawnego Raskolnikowa. Z apatii i zobojętnienia wyprowadzały go tylko nowe wiadomości na temat „owego zabójstwa…”.
Na spotkaniach z prowadzącym śledztwo Porfirym wielokrotnie sam prowokował policjanta i sprawdzał wszystkie podejrzenia na siebie. Zbrodniarz pragnął ukarania, można by tak powiedzieć. W czasie jednego z przesłuchań krzyknął głośno i dobitnie:

„Proszę pana (…) nareszcie widzę wyraźnie, że pan mnie podejrzewa o zabójstwo tej staruszki i jej siostry Lizawiety”.

Bohater popadał w coraz większy obłęd, wpadł w manię prześladowczą. Pewnego wieczoru podczas samotnego spaceru wydawało mu się, że ktoś rzucił mu w twarz „ty morderco”, stanął wtedy jak wryty:

„Nogi strasznie mu zwiotczały, grzbiet kurczył się z zimna, serce zamarło na mgnienie, potem załomotało jak opętane”.

Po dotarciu do swego bezpiecznego pokoju zapadł w głęboki sen, przerywany majakami i dziwnymi wizjami.

Cały czas zapewniał matkę i siostrę o swojej miłości, jakby chciał się z nimi pożegnać, utwierdzić je w swoim uczuciu:
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 -  - 5 -  - 6 -  - 7 - 



  Dowiedz się więcej