Jesteś w:
Dziady
Listopadowego wieczora w wiejskim kościółku zgromadzili się osadnicy, by pod przywództwem najstarszego z nich mężczyzny i w towarzystwie Guślarza odprawiać tajemnicze obrzędy. Kaplica zostaje szczelnie zamknięta, by do środka nie dostało się światło księżyca. Wieśniacy gaszą wszelkie świecie i zbierają się wokół trumny.
Gdy wszystko jest już gotowe Guślarz rozpoczyna rytuał dziadów, czyli wzywania dusz umarłych z czyśćca. Mężczyzna przywoływał duchy skazane na piekielne katusze – palone w żarze, w smole oraz marznące na dnie rzeki. Przywołując zjawy obiecywał im pożywienie, alkohol oraz modlitwę w ich intencji.
Podpalając odrobinę kądzieli Guślarz wezwał najlżejsze z duchów, którym nie udało się jeszcze dostać do nieba. Zjawy te były tak lekkie, że unosił je wiatr. W kaplicy pojawiły się dwa aniołki o złotych skrzydłach. Unosząc się nad głowami zgromadzonych wieśniaków niecodzienni goście przedstawili się jako Józio i Rózia.
Były to duchy dwójki dzieci jednej z kobiet biorących udział w obrzędzie. Aniołki zachwalały swój obecny dom, czyli przedsionek nieba, jako miejsce idealne, w którym cały czas spędzają na beztroskiej zabawie. Zdają sobie jednak sprawę, że nigdy nie osiągną pełni szczęścia, czyli dostępu do nieba. Guślarz zapytał, czy aniołki potrzebują modlitwy zgromadzonych w ich intencji, aby te mogły wkrótce dostać się do raju. Zjawy wyznają, że przez to, że za życia matka je rozpieszczała, nigdy niczego im nie brakowało i mogły bawić się do woli pięknymi zabawkami, nigdy nie zaznały trudów i goryczy życia. Właśnie przez to nie mają co liczyć na pełen dostęp do nieba. Aniołki poprosiły Guślarza o dwa ziarenka goryczy, ponieważ „ten kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”. Mężczyzna postąpił zgodnie z wolą duszyczek Józia i Rózi, które zaraz po tym odeszły w pokoju.
Gdy zbliżała się północ Guślarz nakazał zgromadzonym pozamykać drzwi do kaplicy na kłódki i rozpalić świece. Na środku kaplicy wieśniacy ustawiają gar z wódką, którą podpalają. W oparach płonącego alkoholu Guślarz wzywa znacznie cięższe od Aniołków duchy, które nie mogą zaznać spokoju, ponieważ wciąż są przykute do powierzchni ziemi łańcuchami zbrodni, jakich się dopuścili.
W kaplicy pojawia się wówczas przerażający upiór Złego Pana o święcących oczach i iskrzącej się głowie. Była to dusza znienawidzonego właściciela wioski, który zmarł przed trzema laty. Duch ten od czasu śmierci błąka się po świecie pragnąc zaspokoić trawiący go głód. Nigdzie nie udaje znaleźć mu się pocieszenia, zamiast tego jest systematycznie rozszarpywany przez kruki. Guślarz pragnie mu pomóc, dlatego pyta Złego Pana, czego oczekuje od zgromadzonych i co stoi na jego drodze do nieba. Ku zaskoczeniu sprawującemu obrzęd duch wyjawia, że wcale nie chce iść do raju, zamiast tego woli iść do piekła. Właściwie to wszystko mu jedno, byle pozwolić mu wreszcie opuścić ciało i zakończyć tą bezcelową tułaczkę po ziemi. Ubolewa nad swoim losem – kogoś kto przywykł do życia w bogactwie i przepychu, a którego teraz dręczy głód i pragnienie nie do zniesienia. Warunkiem do tego, aby zaznał wreszcie spokoju jest nakarmienie i napojenie przez któregoś z dawnych poddanych. Dlatego też Zły Pan poprosił zgromadzonych o dwa ziarna pszenicy i kubek wody.
Wówczas głos zabrał chór składający się z zagłodzonych przez mężczyznę wieśniaków, który przybrał postać stada nocnych ptaków. Stworzenia nie miały litości dla Złego Pana, zabierając mu z rąk pszenicę i wodę, które dostał od zgromadzonych w kaplicy. Na koniec rozszarpują jego ciało na strzępy. Jeden z ptaków – kruk – wyjawił, że w przeszłości ukradł parę jabłek z sadu pana, ponieważ od trzech dni nic nie jadł. Mężczyzna schwytał go i rozkazał przykładnie wychłostać. Kolejny z ptaków – sowa – podzieliła się swoją historią ze zgromadzonymi. Dawniej była kobietą, wdową, która w pewną Wigilię błagała pana o jałmużnę. Mężczyzna rozkazał pogonić ją z dworu, ponieważ mogła zepsuć mu i jego gościom zabawę. Nawet fakt, iż było przeraźliwie zimno, a ona miała dziecko na rękach nie przemawiał do jego sumienia. Nie mając gdzie się podziać, kobieta zamarzła tej nocy na drodze.
strona: - 1 - - 2 -
„Dziady” cz. II - streszczenie
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimListopadowego wieczora w wiejskim kościółku zgromadzili się osadnicy, by pod przywództwem najstarszego z nich mężczyzny i w towarzystwie Guślarza odprawiać tajemnicze obrzędy. Kaplica zostaje szczelnie zamknięta, by do środka nie dostało się światło księżyca. Wieśniacy gaszą wszelkie świecie i zbierają się wokół trumny.
Gdy wszystko jest już gotowe Guślarz rozpoczyna rytuał dziadów, czyli wzywania dusz umarłych z czyśćca. Mężczyzna przywoływał duchy skazane na piekielne katusze – palone w żarze, w smole oraz marznące na dnie rzeki. Przywołując zjawy obiecywał im pożywienie, alkohol oraz modlitwę w ich intencji.
Podpalając odrobinę kądzieli Guślarz wezwał najlżejsze z duchów, którym nie udało się jeszcze dostać do nieba. Zjawy te były tak lekkie, że unosił je wiatr. W kaplicy pojawiły się dwa aniołki o złotych skrzydłach. Unosząc się nad głowami zgromadzonych wieśniaków niecodzienni goście przedstawili się jako Józio i Rózia.
Były to duchy dwójki dzieci jednej z kobiet biorących udział w obrzędzie. Aniołki zachwalały swój obecny dom, czyli przedsionek nieba, jako miejsce idealne, w którym cały czas spędzają na beztroskiej zabawie. Zdają sobie jednak sprawę, że nigdy nie osiągną pełni szczęścia, czyli dostępu do nieba. Guślarz zapytał, czy aniołki potrzebują modlitwy zgromadzonych w ich intencji, aby te mogły wkrótce dostać się do raju. Zjawy wyznają, że przez to, że za życia matka je rozpieszczała, nigdy niczego im nie brakowało i mogły bawić się do woli pięknymi zabawkami, nigdy nie zaznały trudów i goryczy życia. Właśnie przez to nie mają co liczyć na pełen dostęp do nieba. Aniołki poprosiły Guślarza o dwa ziarenka goryczy, ponieważ „ten kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”. Mężczyzna postąpił zgodnie z wolą duszyczek Józia i Rózi, które zaraz po tym odeszły w pokoju.
Gdy zbliżała się północ Guślarz nakazał zgromadzonym pozamykać drzwi do kaplicy na kłódki i rozpalić świece. Na środku kaplicy wieśniacy ustawiają gar z wódką, którą podpalają. W oparach płonącego alkoholu Guślarz wzywa znacznie cięższe od Aniołków duchy, które nie mogą zaznać spokoju, ponieważ wciąż są przykute do powierzchni ziemi łańcuchami zbrodni, jakich się dopuścili.
W kaplicy pojawia się wówczas przerażający upiór Złego Pana o święcących oczach i iskrzącej się głowie. Była to dusza znienawidzonego właściciela wioski, który zmarł przed trzema laty. Duch ten od czasu śmierci błąka się po świecie pragnąc zaspokoić trawiący go głód. Nigdzie nie udaje znaleźć mu się pocieszenia, zamiast tego jest systematycznie rozszarpywany przez kruki. Guślarz pragnie mu pomóc, dlatego pyta Złego Pana, czego oczekuje od zgromadzonych i co stoi na jego drodze do nieba. Ku zaskoczeniu sprawującemu obrzęd duch wyjawia, że wcale nie chce iść do raju, zamiast tego woli iść do piekła. Właściwie to wszystko mu jedno, byle pozwolić mu wreszcie opuścić ciało i zakończyć tą bezcelową tułaczkę po ziemi. Ubolewa nad swoim losem – kogoś kto przywykł do życia w bogactwie i przepychu, a którego teraz dręczy głód i pragnienie nie do zniesienia. Warunkiem do tego, aby zaznał wreszcie spokoju jest nakarmienie i napojenie przez któregoś z dawnych poddanych. Dlatego też Zły Pan poprosił zgromadzonych o dwa ziarna pszenicy i kubek wody.
Wówczas głos zabrał chór składający się z zagłodzonych przez mężczyznę wieśniaków, który przybrał postać stada nocnych ptaków. Stworzenia nie miały litości dla Złego Pana, zabierając mu z rąk pszenicę i wodę, które dostał od zgromadzonych w kaplicy. Na koniec rozszarpują jego ciało na strzępy. Jeden z ptaków – kruk – wyjawił, że w przeszłości ukradł parę jabłek z sadu pana, ponieważ od trzech dni nic nie jadł. Mężczyzna schwytał go i rozkazał przykładnie wychłostać. Kolejny z ptaków – sowa – podzieliła się swoją historią ze zgromadzonymi. Dawniej była kobietą, wdową, która w pewną Wigilię błagała pana o jałmużnę. Mężczyzna rozkazał pogonić ją z dworu, ponieważ mogła zepsuć mu i jego gościom zabawę. Nawet fakt, iż było przeraźliwie zimno, a ona miała dziecko na rękach nie przemawiał do jego sumienia. Nie mając gdzie się podziać, kobieta zamarzła tej nocy na drodze.
strona: - 1 - - 2 -