Jesteś w:
Ludzie bezdomni
Symbol „rozdartej sosny” pojawia się nawet w zakończeniu powieści Stefana Żeromskiego, „Ludzie bezdomni”. Wnosi on informację na temat stanu duszy bohatera, który w imię niesienia pomocy bliźnim zdecydował się na zerwanie zaręczyn i dalsze życie w samotności. Gdy jego ukochana odeszła na jego polecenie, on położył się w zawalisku w głębi ziemi, a nad sobą widział niebo. Wydawało mu się, że słyszy płacz niedawnej narzeczonej:
„Judym zsunął się w zawalisko, żeby go nikt nie widział. Rzucił się na wznak. Pod sobą w głębi ziemi słyszał od czasu do czasu huk wystrzałów dynamitu i prochu. W górze widział obłoki sunące po niebie lazurowym. Obłoki jasne, święte, zaczerwienione obłoki... Tuż nad jego głową stała sosna rozdarta. Widział z głębi swojego dołu jej pień rozszarpany, który ociekał krwawymi kroplami żywicy. Patrzał w to rozdarcie długo, bez przerwy. Widział każde włókno, każde ścięgno kory rozerwane i cierpiące. Słyszał dokoła siebie płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga. Nie wiedział tylko, kto płacze... Czy Joasia? - Czy grobowe lochy kopalni płaczą? Czy sosna rozdarta?”.
Ostatnia scena ukazała głównego bohatera z trochę innej strony, niż jawił się przez całą powieść. Do tej pory orędownik pomocy najuboższych, społecznik i idealista, teraz swoim zachowaniem przypominał trochę egoistę. Tomasz Judym przez całe życie pielęgnował w sobie przekonanie, że jest cierpiętnikiem, uważał, że z niewiadomych przyczyn tylko on może zmienić życie nędzarzy i biedaków. Wierzył w to do tego stopnia, że odrzucił szczere uczucie kochającej go osoby, która gotowa była z nim dźwigać ten krzyż. Dziwne, że tak przejmował się losem innych, a nie pomógł cierpiącej z powodu braku rodzinnego domu kobiecie, która chciała jedynie dzielić z nim życie, służyć mu pomocą i radą.
Interpretacja „rozdartej sosny” w „Ludziach bezdomnych”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimSymbol „rozdartej sosny” pojawia się nawet w zakończeniu powieści Stefana Żeromskiego, „Ludzie bezdomni”. Wnosi on informację na temat stanu duszy bohatera, który w imię niesienia pomocy bliźnim zdecydował się na zerwanie zaręczyn i dalsze życie w samotności. Gdy jego ukochana odeszła na jego polecenie, on położył się w zawalisku w głębi ziemi, a nad sobą widział niebo. Wydawało mu się, że słyszy płacz niedawnej narzeczonej:
„Judym zsunął się w zawalisko, żeby go nikt nie widział. Rzucił się na wznak. Pod sobą w głębi ziemi słyszał od czasu do czasu huk wystrzałów dynamitu i prochu. W górze widział obłoki sunące po niebie lazurowym. Obłoki jasne, święte, zaczerwienione obłoki... Tuż nad jego głową stała sosna rozdarta. Widział z głębi swojego dołu jej pień rozszarpany, który ociekał krwawymi kroplami żywicy. Patrzał w to rozdarcie długo, bez przerwy. Widział każde włókno, każde ścięgno kory rozerwane i cierpiące. Słyszał dokoła siebie płacz samotny, jedyny, płacz przed obliczem Boga. Nie wiedział tylko, kto płacze... Czy Joasia? - Czy grobowe lochy kopalni płaczą? Czy sosna rozdarta?”.
Ostatnia scena ukazała głównego bohatera z trochę innej strony, niż jawił się przez całą powieść. Do tej pory orędownik pomocy najuboższych, społecznik i idealista, teraz swoim zachowaniem przypominał trochę egoistę. Tomasz Judym przez całe życie pielęgnował w sobie przekonanie, że jest cierpiętnikiem, uważał, że z niewiadomych przyczyn tylko on może zmienić życie nędzarzy i biedaków. Wierzył w to do tego stopnia, że odrzucił szczere uczucie kochającej go osoby, która gotowa była z nim dźwigać ten krzyż. Dziwne, że tak przejmował się losem innych, a nie pomógł cierpiącej z powodu braku rodzinnego domu kobiecie, która chciała jedynie dzielić z nim życie, służyć mu pomocą i radą.