Jesteś w:
Ludzie bezdomni
Z powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” wyłania się nieco negatywny obraz XIX-wiecznego społeczeństwa polskiego. Zdaniem autora, było o społeczeństwo pełne kontrastów, ze strony bogatych niechętne zmianom, ze strony ubogich – próbujące dać sobie radę w zastanych warunkach.
Oczami głównego bohatera, wypełnionego planami poprawy życia najuboższych doktora Tomasza Judyma, czytelnik poznaje biednych mieszkańców warszawskich dzielnic, a dokładniej ulicy Krochmalnej i Ciepłej, w Cisach przygląda się życiu bogaczy, cieszących się podróżami, strojami i wyszukanymi rozrywkami, a z drugiej egzystencji zniszczonych biedą mieszkańcach baraków, obserwuje styl kierowania przedsiębiorstwami kopalnianymi na Śląsku, zatrudniającymi wykorzystywanych w każdym aspekcie robotników.
Cały obraz społeczeństwa polskiego ukazany w powieści zbudowany został na zasadzie kontrastu.
W epizodzie warszawskim dotyczy on opisu skandalicznie złych warunków pracy i mieszkań mieszkańców warszawskich dzielnic (Wiktor i jego rodzina) a poglądami, głoszonymi przez elitę intelektualną stolicy („Medycyna to interes jak każdy inny.”). W pamięć zapada wspomnienie bohatera jego rodzinnego domu:
„Wychował się w obskurnym mieszkaniu, które zapamiętał jako: „suterena, wilgotny grób pełen śmierdzącej pary. Ojciec wiecznie pijany, matka wiecznie chora. Zepsucie, nędza i śmierć…”.
Podobne wrażenie wywołuje naturalistyczny opis chorej psychicznie kobiety, którą z racji rzekomo przepełnionego szpitala rodzina przywiązuje do haka:
„W kącie, pod piecem, siedziało widmo człowiecze, za ręce i nogi przywiązane do haka wystającego z ziemi. Siwe kudły nakrywały głowę i ramiona tej istoty, a jakieś stargane łachmany resztę ciała. Czasem spod włosów ukazywały się straszliwe oczy jak dwa błyskające płomienne miecze, kiedy niekiedy usta ciskały ładunek okropnych wyrazów”.
W uzdrowisku Cisy różnice miedzy życiem robotników bogatych właścicieli kurortu widać w wyglądzie mieszkań przedstawicieli obu klas.
Z jednej strony narrator powieści opisuje bogatych kuracjuszy, którym życie upływa na podróżach, powiększaniu garderoby oraz delektowaniu się coraz wymyślnymi daniami. Podobny styl życia wiedli zarządcy uzdrowiska, na przykład Doktor Węglichowski. Zajmował wraz z małżonką willę na wzgórzu, która należała do M. Lesa. Dom z zewnątrz nie wyglądał imponująco, lecz to były jedynie pozory:
„Miała jednak rozmaite zalety wewnętrzne: były tam alkowy, piwniczki i spiżarki, skrytki, strychy itd. tak pobudowane, że czyniły, z niej bezcenne gniazdo”.
Kilka stron dalej przenosimy się do mieszkańców baraków, którzy całymi rodzinami egzystowali w tej samej izbie, w której przechowywali gnijące kartofle. Takie warunki sprzyjały szerzeniu się malarii, gorączki i innych chorób zakaźnych.
Ostatnim opisanym w powieści środowiskiem są robotnicy z kopalni „Sykstus”. Opis śląskiego społeczeństwa także został pokazany poprzez kontrast pomiędzy dyrektorami i właścicielami przedsiębiorstw, a ich pracownikami.
Górnicy pracowali pod ziemią, w wilgoci i pyle, zaś mieszkami wśród zniszczonej przyrody i zakurzonych ulic, w gnijących, ciemnych budach. Każdego dnia ryzykowali życie, ponieważ w kopalni nikt nie przestrzegał podstawowych zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.
Dla podkreślenia ich szarego losu Żeromski przeniósł czytelnika wraz z głównym bohaterem do mieszkania dyrektora kopalni, Kalinowicza. Wyściełane krzesła, puszyste dywany i piękne obrazy na ścianach wzmagały dysonans panujący w społeczeństwie.
Wydźwięk powieści „Ludzie bezdomni” jest przygnębiający. Z jednej strony autor ukazał rozwijający się przemysł hutniczy, tytoniowy czy górniczy, ale z drugiej z drobiazgową dbałością o każdy szczegół opisał wstrząsające warunki pracy w takich miejscach. Po lekturze książki wydaje się, że biedacy nie mieli szans na godne życie, a ich jedyną szansą była emigracja, jak w przypadku Wiktora Judyma.
Obraz społeczeństwa polskiego w „Ludziach bezdomnych”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimZ powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” wyłania się nieco negatywny obraz XIX-wiecznego społeczeństwa polskiego. Zdaniem autora, było o społeczeństwo pełne kontrastów, ze strony bogatych niechętne zmianom, ze strony ubogich – próbujące dać sobie radę w zastanych warunkach.
Oczami głównego bohatera, wypełnionego planami poprawy życia najuboższych doktora Tomasza Judyma, czytelnik poznaje biednych mieszkańców warszawskich dzielnic, a dokładniej ulicy Krochmalnej i Ciepłej, w Cisach przygląda się życiu bogaczy, cieszących się podróżami, strojami i wyszukanymi rozrywkami, a z drugiej egzystencji zniszczonych biedą mieszkańcach baraków, obserwuje styl kierowania przedsiębiorstwami kopalnianymi na Śląsku, zatrudniającymi wykorzystywanych w każdym aspekcie robotników.
Cały obraz społeczeństwa polskiego ukazany w powieści zbudowany został na zasadzie kontrastu.
W epizodzie warszawskim dotyczy on opisu skandalicznie złych warunków pracy i mieszkań mieszkańców warszawskich dzielnic (Wiktor i jego rodzina) a poglądami, głoszonymi przez elitę intelektualną stolicy („Medycyna to interes jak każdy inny.”). W pamięć zapada wspomnienie bohatera jego rodzinnego domu:
„Wychował się w obskurnym mieszkaniu, które zapamiętał jako: „suterena, wilgotny grób pełen śmierdzącej pary. Ojciec wiecznie pijany, matka wiecznie chora. Zepsucie, nędza i śmierć…”.
Podobne wrażenie wywołuje naturalistyczny opis chorej psychicznie kobiety, którą z racji rzekomo przepełnionego szpitala rodzina przywiązuje do haka:
„W kącie, pod piecem, siedziało widmo człowiecze, za ręce i nogi przywiązane do haka wystającego z ziemi. Siwe kudły nakrywały głowę i ramiona tej istoty, a jakieś stargane łachmany resztę ciała. Czasem spod włosów ukazywały się straszliwe oczy jak dwa błyskające płomienne miecze, kiedy niekiedy usta ciskały ładunek okropnych wyrazów”.
W uzdrowisku Cisy różnice miedzy życiem robotników bogatych właścicieli kurortu widać w wyglądzie mieszkań przedstawicieli obu klas.
Z jednej strony narrator powieści opisuje bogatych kuracjuszy, którym życie upływa na podróżach, powiększaniu garderoby oraz delektowaniu się coraz wymyślnymi daniami. Podobny styl życia wiedli zarządcy uzdrowiska, na przykład Doktor Węglichowski. Zajmował wraz z małżonką willę na wzgórzu, która należała do M. Lesa. Dom z zewnątrz nie wyglądał imponująco, lecz to były jedynie pozory:
„Miała jednak rozmaite zalety wewnętrzne: były tam alkowy, piwniczki i spiżarki, skrytki, strychy itd. tak pobudowane, że czyniły, z niej bezcenne gniazdo”.
Kilka stron dalej przenosimy się do mieszkańców baraków, którzy całymi rodzinami egzystowali w tej samej izbie, w której przechowywali gnijące kartofle. Takie warunki sprzyjały szerzeniu się malarii, gorączki i innych chorób zakaźnych.
Ostatnim opisanym w powieści środowiskiem są robotnicy z kopalni „Sykstus”. Opis śląskiego społeczeństwa także został pokazany poprzez kontrast pomiędzy dyrektorami i właścicielami przedsiębiorstw, a ich pracownikami.
Górnicy pracowali pod ziemią, w wilgoci i pyle, zaś mieszkami wśród zniszczonej przyrody i zakurzonych ulic, w gnijących, ciemnych budach. Każdego dnia ryzykowali życie, ponieważ w kopalni nikt nie przestrzegał podstawowych zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.
Dla podkreślenia ich szarego losu Żeromski przeniósł czytelnika wraz z głównym bohaterem do mieszkania dyrektora kopalni, Kalinowicza. Wyściełane krzesła, puszyste dywany i piękne obrazy na ścianach wzmagały dysonans panujący w społeczeństwie.
Wydźwięk powieści „Ludzie bezdomni” jest przygnębiający. Z jednej strony autor ukazał rozwijający się przemysł hutniczy, tytoniowy czy górniczy, ale z drugiej z drobiazgową dbałością o każdy szczegół opisał wstrząsające warunki pracy w takich miejscach. Po lekturze książki wydaje się, że biedacy nie mieli szans na godne życie, a ich jedyną szansą była emigracja, jak w przypadku Wiktora Judyma.