Jesteś w:
Ludzie bezdomni
Stefan Żeromski podjął w swojej powieści „Ludzie bezdomni” ponadczasowy wątek cierpienia. Na przykładzie losów doktora Tomasza Judyma autor ukazał ten problem zarówno jako siłę niszczącą człowieka, a zaraz jako moc kształtująca jego osobowość.
Cierpienie towarzyszyło Judymowi od najmłodszych lat. Osierocony przez matkę, zabrany od wiecznie pijanego ojca przez ciotkę-byłą prostytutkę, dzieciństwo spędził na sienniku w jej przedpokoju, pełniąc rolę chłopca na posyłki oraz chłopca… do bicia:
„Prał mię, kto chciał: ciotka, służąca, lokatorowie, nawet stróż w bramie wlepiał mi, jeśli nie kułaka w plecy, to przynajmniej słowo, często twardsze od pięści. I nie było apelacji”.
Własne cierpienie wykształciło w Tomaszu zdolność empatii, współczucia, gotowość do bezinteresownej pomocy. Te pozytywne cechy sprowadziły niestety na jego życie nieszczęście – jego wrażliwa psychika nie mogła poradzić sobie ze złem, jakie każdego dnia spotykało biedaków, robotników, wyrzutków. Cały czas nękała go wizja społecznego długi, który miał spłacić środowisku, z którego się wywodził. Mawiał:
„Ja pochodzę z Warszawy, z samej Warszawy. I z bardzo byle jakich Judymów... (…)Ojciec mój był szewcem, a w dodatku lichym szewcem na Ciepłej ulicy”.
Choć ze swoim prywatnym cierpieniem mógł sobie poradzić, to cierpienie innych uniemożliwiało mu normalne życie. Po wizycie u umierającej pani Daszkowskiej długo rozmyślał nad jej losem, dostrzegając w niej cząstkę siebie:
„Zdawało mu się, że ta chora kobieta, której nic pomóc nie mógł, jest to najbliższa jego istota. Były chwile, kiedy mu się widziało, że to on sam leżał na tym posłaniu, wpatrywał się w gasnące światło, że jego usta szeptały cichą modlitwę... Sennym, drzemiącym okiem wpatrywał się w całe życie tej kobiety, przechodził je wzdłuż ostrymi myślami i widział jak na dłoni”.
Cierpienie innych powodowało cierpienie Tomasza. Zmiana miejsc pracy, będąca skutkiem ciągłego dążenia do polepszania warunków życia biedaków, emigracja jego brata Wiktora z rodziną, a w końcu samobójstwo Korzeckiego, który także nie mógł pogodzić się z panującą społeczną niesprawiedliwością sprawiły, że Judym przeżył swego rodzaju objawienie w cierpieniu:
„Objawia się we mnie jakieś od Boga czy od bóstwa pochodzące zjawisko... Zdarza się to ze mną począwszy od dzieciństwa. Odzywa się głos jakiś wewnętrzny, który ilekroć się zjawia, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego... To, co mnie obecnie spotkało, nie było dziełem przypadku; przeciwnie, widoczną dla mnie jest rzeczą, że umrzeć i uwolnić się od trosk życia za lepsze dla mnie sądzono”.
Cierpienie – siła niszcząca człowieka, czy kształtująca jego osobowość? Rozwiń problem na podstawie „Ludzi bezdomnych”
Autor: Karolina Marlęga Serwis chroniony prawem autorskimStefan Żeromski podjął w swojej powieści „Ludzie bezdomni” ponadczasowy wątek cierpienia. Na przykładzie losów doktora Tomasza Judyma autor ukazał ten problem zarówno jako siłę niszczącą człowieka, a zaraz jako moc kształtująca jego osobowość.
Cierpienie towarzyszyło Judymowi od najmłodszych lat. Osierocony przez matkę, zabrany od wiecznie pijanego ojca przez ciotkę-byłą prostytutkę, dzieciństwo spędził na sienniku w jej przedpokoju, pełniąc rolę chłopca na posyłki oraz chłopca… do bicia:
„Prał mię, kto chciał: ciotka, służąca, lokatorowie, nawet stróż w bramie wlepiał mi, jeśli nie kułaka w plecy, to przynajmniej słowo, często twardsze od pięści. I nie było apelacji”.
Własne cierpienie wykształciło w Tomaszu zdolność empatii, współczucia, gotowość do bezinteresownej pomocy. Te pozytywne cechy sprowadziły niestety na jego życie nieszczęście – jego wrażliwa psychika nie mogła poradzić sobie ze złem, jakie każdego dnia spotykało biedaków, robotników, wyrzutków. Cały czas nękała go wizja społecznego długi, który miał spłacić środowisku, z którego się wywodził. Mawiał:
„Ja pochodzę z Warszawy, z samej Warszawy. I z bardzo byle jakich Judymów... (…)Ojciec mój był szewcem, a w dodatku lichym szewcem na Ciepłej ulicy”.
Choć ze swoim prywatnym cierpieniem mógł sobie poradzić, to cierpienie innych uniemożliwiało mu normalne życie. Po wizycie u umierającej pani Daszkowskiej długo rozmyślał nad jej losem, dostrzegając w niej cząstkę siebie:
„Zdawało mu się, że ta chora kobieta, której nic pomóc nie mógł, jest to najbliższa jego istota. Były chwile, kiedy mu się widziało, że to on sam leżał na tym posłaniu, wpatrywał się w gasnące światło, że jego usta szeptały cichą modlitwę... Sennym, drzemiącym okiem wpatrywał się w całe życie tej kobiety, przechodził je wzdłuż ostrymi myślami i widział jak na dłoni”.
Cierpienie innych powodowało cierpienie Tomasza. Zmiana miejsc pracy, będąca skutkiem ciągłego dążenia do polepszania warunków życia biedaków, emigracja jego brata Wiktora z rodziną, a w końcu samobójstwo Korzeckiego, który także nie mógł pogodzić się z panującą społeczną niesprawiedliwością sprawiły, że Judym przeżył swego rodzaju objawienie w cierpieniu:
„Objawia się we mnie jakieś od Boga czy od bóstwa pochodzące zjawisko... Zdarza się to ze mną począwszy od dzieciństwa. Odzywa się głos jakiś wewnętrzny, który ilekroć się zjawia, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego... To, co mnie obecnie spotkało, nie było dziełem przypadku; przeciwnie, widoczną dla mnie jest rzeczą, że umrzeć i uwolnić się od trosk życia za lepsze dla mnie sądzono”.