Jesteś w: Ludzie bezdomni

Inżynier Korzecki - charakterystyka

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Inżynier Korzecki to jeden z drugoplanowych bohaterów powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni”
Pierwowzorem tej postaci był znajomy pisarza, Edward Abramowski. Mężczyźni poznali się w czasie pracy dla czasopisma „Głos”. Młodzieniec zafascynował pracującego akurat nad książką Żeromskiego głoszonymi postulatami. Abramowski, podobnie jak potem Korzecki, wspierał wspólną pracę dla polepszenia sytuacji najuboższych, skupiał się nad poprawie losu pokrzywdzonych i cierpiących.

Postać Korzeckiego pojawia się w powieści w ciężkim dla Tomasza Judyma momencie. Został akurat zwolniony z posady doktora w uzdrowisku w Cisach i to właśnie Korzecki wyciągnął do niego rękę i zaproponował pracę w kopalni „Sykstus” w Sosnowcu. Sam zajmował tam stanowisko inżyniera.

Był szczupły, kilka lat temu skończył trzydzieści lat.

O biografii Korzeckiego wiadomo niewiele. Poznany podczas pobytu w Paryżu mężczyzna bardzo często zmieniał miejsca zamieszkania i prace. Działo się tak nie z powodu jego lekkomyślności czy słabych umiejętności, lecz ze względu na czynną działalność polityczną (choć ani razu nie ma bezpośredniej wzmianki o prowadzeniu takowej). Wiadomo, że mieszkał w Szwajcarii, gdzie próbował walczyć z nerwowym wyczerpaniem, nękającym go od dłuższego czasu.
Podobnie trudny do jednoznacznego zdefiniowania był charakter inżyniera. Jednego dnia był empatyczny i wrażliwy. Zawsze w okresie Wielkanocy odwiedzał zaprzyjaźnioną rodzinę zubożałej szlachty, dbał o nich. W czasie wspólnej wizyty u tej rodziny z Judymem ten przypadkowo rzucił okiem na jego twarz:
„Korzecki był jakiś szary. Z oczu jego płynęły dwie łzy samotnice. - Da Bóg, zobaczymy się wkrótce... - powtórzył na swój sposób”.
Innym razem był bardzo pobudzony i podekscytowany, jak na przykład podczas wizyty u dyrektora Kalinowicza, gdzie cały czas zabierał głos, a w drodze powrotnej mówił do siebie.

Po takich euforycznych stanach przychodziły dni, gdy zwierzał się Tomaszowi ze swych myśli o śmierci:
„Ja mam zanadto wyedukowaną świadomość. To jest ścierwo obolałe! Nieszczęściem, katuszą jest posiadanie prawdy”.

Mężczyzn połączyła szczera przyjaźń. Często spotykali się na długie, wieczorne rozmowy. Łącząca ich więź spowodowała, że to właśnie Tomaszowi Korzecki zdradził w liście swoje samobójcze plany:
„Objawia się we mnie jakieś od Boga czy od bóstwa pochodzące zjawisko... Zdarza się to ze mną począwszy od dzieciństwa. Odzywa się głos jakiś wewnętrzny, który ilekroć się zjawia, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego... To, co mnie obecnie spotkało, nie było dziełem przypadku; przeciwnie, widoczną dla mnie jest rzeczą, że umrzeć i uwolnić się od trosk życia za lepsze dla mnie sądzono. Dlatego właśnie owo Dajmonion, ów głos wieszczy nie stawił mi nigdzie oporu”.

Cierpiący zapewne na depresje wywołaną dostrzeganą wszędzie społeczną niesprawiedliwością, wrażliwy Korzecki strzelił sobie w głowę. Ruch ten był dopracowany do granic możliwości. Aby uniknąć możliwości odratowania, przed wykonaniem strzału inżynier zanalizował budowę ludzkiej głowy w atlasie anatomicznym.
Postać inżyniera to inna odsłona Judyma. Gdyby Tomasz był bardziej wrażliwy, być może podzieliłby jego los. Świadomość bezsilności w walce ze złem tego świata, ciągłe udręczenie dostrzeganą niesprawiedliwością i wyzyskiem było motorem do popełnienia samobójstwa.



  Dowiedz się więcej