Jesteś w: Ludzie bezdomni

Dzieje Tomasza Judyma

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Dzieje Tomasza Judyma, głównego postaci powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” mogłyby starczyć na biografię kilku osób.

Bohater pochodził z najniższych warstw społecznych. Urodził się w rodzinie wiecznie pijanego szewca, w Warszawie. Ciężkie, pozbawione matki dzieciństwo najpierw przy boku alkoholika, a potem uzależnionej od hazardu ciotki, byłej prostytutki wykształciły w Tomaszu ogromną samodzielność i nauczyły dążenia do celu mimo przeciwności losu.

Przedstawicielowi klasy robotniczej udało się jednak skończyć studia, i to tak prestiżowe jak medycyna. Otworzył prywatną praktykę lekarską, która niestety okazała się całkowitą klapą, ponieważ naraził się konserwatywnemu, warszawskiego środkowi ku medycznego, przez które został odrzucony. Stało się to po wygłoszeniu słynnego referatu u doktora Czernisza, w którym wypunktował swoje propozycje na temat poprawy stanu higieny wśród miejskiej biedoty.
Nie mając szansy na pracę w stolicy, bohater przyjął propozycję pracy w uzdrowisku w Cisach. Już na początku Judym przeorganizował funkcjonowanie tamtejszego szpitala, z którego korzystała również miejscowa ludność. Pracował bardzo ciężko: wstawał o szóstej rano, robił obchód sali, jeśli wymagała tego sytuacji – wykonywał zabiegi w kąpieli, sprawdzał porządek w łazienkach. Przed ósmą pojawiał się już w szpitalu, gdzie od dziesiątej przyjmował chorych żebraków z pobliskich okolic.

Gdy przedstawił projekt poprawy stanu zdrowia wśród biedoty Ciskowskiej, którego sednem było osuszanie terenu czworaków, był to początek końca jego kariery. Naraziwszy się kierownictwu ośrodka, po kilku kłótniach z zarządcą Judym został zwolniony dyscyplinarnie.
Kolejnym przystankiem na mapie podróży lekarza był Sosnowiec. Tam również, podobnie jak w Warszawie czy w Cisach, Tomasz spotkał się z wyzyskiwaniem najbiedniejszych:
„Przywierał do mózgu obraz figur tych starców, ledwie dających się z mroku wyróżnić, tych czarnych brył, które za życia mieszkają w grobie, śnią w nim przez resztę dni swoich jak pająki, czekając cierpliwie na chwilę, kiedy już na zawsze wstąpią do ziemi, kiedy wejdą w jej zimne łono na "szychtę" wieczną. Łańcuch ciemnej niedoli przykuwa ich do miejsca. W starczym drzemaniu widzą pewno ciepłe słońce wiosenne i jasne łąki, kwiatami zasiane...”.

Obserwowanie katorżniczej pracy górników i hutników w kopalni umocniło w nim przekonanie o konieczności poświęcenia swojego życia w walce o polepszenie ich losu. Czuł się odpowiedzialny za tych ludzi:
„Otrzymałem wszystko, co potrzeba... Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty... Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!”.



  Dowiedz się więcej