Jesteś w: Ludzie bezdomni

Synkretyzm w „Ludziach bezdomnych”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Synkretyzm stylistyczny, czyli pomieszanie wielu różnych konwencji pisarskich, jest obecny w powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni”.

Autor czerpał z elementów impresjonizmu, kierunku artystycznego zapoczątkowanego przez francuskich malarzy (Monet, Renoir, Degas, Manet), i przeniesionego następnie do literatury. Skupienie się na odwzorowaniu ulotnych wrażeń z subiektywnego punktu obserwatora widać na przykład w rozdziale „Przyjdź”, gdy obserwowany krajobraz zdaje się być odzwierciedleniem nastroju Tomasza Judyma. Bohater siedział w swym mieszkaniu przy otwartym oknie, wdychając powietrze po zakończonej burzy. Miał nieodparte poczucie, że wkrótce stanie się coś ważnego w jego życiu. Stan jego ducha współgrał z naturą:

„Płonął od głębokiej radości. W pewnych sekundach wznosiły się w jego sercu jakieś tchnienia uczuć podobne do tych, co kołysały wierzchołki drzew. Wówczas na jego usta wybiegały dźwięki pieszczotliwe a zapalające, jakby z ognia. Mówił nimi do drzew wielkich, do młodych krzewów, do jaskółek szybujących wysoko nad szczytami po świetlistej otchłani. Tajemnicza radość pociągała wzrok jego ku końcowi alei, a serce ulatywało z głębi piersi jak zapach. Na coś niesłychanego czekał, na przyjście czyjeś...”.

Żeromski sięgnął także po technikę symbolizmu. Przykładów na jej zastosowanie jest wiele, na przykład rozdział „Kwiat tuberozy”, w którym narrator porównuje utracjusza i amanta Karbowskiego do ozdobnej byliny o lejkowatych, woskowo-białych i silnie pachnących kwiatach:

„Wszystko w Karbowskim zdało się Judymowi doskonałym i logicznym, nawet jego karciarstwo i szacherki Nie przywiązywał do tego wszystkiego wagi, jak nie przywiązujemy wagi do niczego oprócz piękności patrząc na tajemniczy kwiat tuberozy. »Przecie - myślał Judym - taki kwiat jest owocem Bóg wie jakich trudów, wydatków, zachodów, jest bezużyteczny i szkodliwy, gdy go porównać ze źdźbłem tymotejki, kłosem żyta albo kwiatem koniczyny, a przecież komuż by przyszło do głowy deptać go za to nogami...«".

Przy opisach życia warszawskiej czy sosnowieckiej biedoty z kolei pisarz użył zaś technik naturalizmu i realizmu. Umożliwiło mu to ukazać z drobiazgowością i naciskiem na szczegóły brzydotę świata, wyeksponować fizjologiczność otoczenia. Przykład takiego opisu odnajdziemy w II rozdziale I tomu, zatytułowanym „W pocie czoła”, gdy Tomasz Judym obserwuje wygląd bawiących się warszawskich dzieci:

„W sąsiedztwie pniaka leżała krata ścieku podtrzymująca przeróżne odpadki. Słońce dogrzewało. W cieniu wysokiego muru fabryki bawiło się stado dzieci. Jedne z nich były mizerne tak bardzo, że dawała się widzieć w tych przeźroczystych twarzach sieć żył błękitnych; inne opaliły na słońcu nie tylko swe buziaki, ręce i szyje, ale także skórę kolan wyłażących obszernymi dziurami. Pośród wierzgającej gromady pełzało jakieś małe, rachityczne, ze sromotnie krzywymi nogami i ze śladami ospy na gołych, mizernych gnatach. Cała ta banda sprawiała wrażenie śmieci z podwórza czy zeschłych liści, które wiatr miota z miejsca na miejsce”



  Dowiedz się więcej