Jesteś w: Ludzie bezdomni

Obraz biedoty w „Ludziach bezdomnych”

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim

Biedota jest zbiorowym bohaterem młodopolskiej powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni”. Reprezentujący ją doktor Tomasz Judym ze szczegółami opisuje życie paryskich bezdomnych, warszawskich nędzarzy, Cisowskich robotników czy sosnowieckich górników, każdy opis wypełniając naturalistyczną szczerością, nie szczędząc bolesnych szczegółów, pozostając wiernym rzeczywistości aż do bólu.

W powieści mamy wiele opisów życia nędzarzy. Pobyt w stolicy zakochanych, Paryżu, jest okazją dla wrażliwego Judyma nie na odwiedzenie najpopularniejszych kafejek, lecz na zapoznanie się ze standardami życia najbiedniejszych. Z licznych wycieczek w dzielnice nędzarzy wyłania się smutny obraz – dzieci bawiące się w rynsztokach, matki oddające się prostytucji, mężczyźni poszukujący papierosowych petów, aby wydobyć z nich tytoń, który następnie sprzedadzą.

Gorzkie uczucie wzmaga również opis XIX-wiecznej Warszawy. Przepełnione mieszkania, w których unosiły się zarazki, sprzedawanie wody na ulicach ze szklanek oblepionych brudem czy trzymanie chorych krewnych w mieszkaniach z racji „przepełnionych” szpitali – oto tylko niektóre z licznych obrazków stolicy.

Podobnie sytuacja się miała z życiem biedoty w uzdrowisku Cisy w na Śląsku. Wszędzie Żeromski podkreślał bolesny kontrast pomiędzy dyrektorami i właścicielami przedsiębiorstw, a pracującymi tam robotnikami, wykorzystywanymi fizycznie, psychicznie i materialnie. Często, jak w przypadku „oczyszczania” wody w Cisach, szerzące się choroby wśród biedoty były bezpośrednią konsekwencję działań bogaczy:

„Plenipotent majątku, człowiek nadzwyczaj energiczny i świetny agronom, z rzeczułki bezpożyteczne płynącej skorzystał w ten sposób, że na skraju parku, w trzęsawisku podmytym przez tajemne źródła, wybrał kilka sadzawek idących jedna za drugą. Woda przez właściwie urządzone "mnichy" spadała z jednej do drugiej. Sadzawki te wykopane były w torfiastym gruncie. Ił, porzucony na brzegach i groblach, macerował się w słońcu i we właściwym czasie służył do użyźniania roli. Woda odpływająca stamtąd łączyła się podłużnym basenem ze stawami, które rozlewały się w parku zakładowym, co bardzo upiększyło wiecznie kwaśne pobrzeża. Miejsce i tak już mokre, przez wstrzymanie zbiorników martwej wody wyziewało ze siebie ciężki opar, którego słońce strawić nie mogło. Tam to właśnie (w czworakach i we wsi leżącej na drugim brzegu łąki) grasowała frybra”.



  Dowiedz się więcej