Jesteś w: Ludzie bezdomni

Ludzie bezdomni - motywy literackie

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Judym był lekarzem, a Podborska guwernantką. Pierwszy raz spotkali się w paryskim Luwrze, zaś zaprzyjaźnili i pokochali w uzdrowisku Cisy, w którym oboje pracowali. Ich narzeczeństwo upływało na spacerach, rozmowach, a czasem nieśmiałych pocałunkach. Kobieta sprawiała, że wrażliwy mężczyzna choć na chwilę zapominał o całej niesprawiedliwości świata, ofiarując jej w zamian obietnicę stworzenia szczęśliwej rodziny, której tak pragnęła (była przecież sierotą).

Niestety, w ostatnim rozdziale powieści, o symbolicznym tytule „Rozdarta sosna”, deklarująca chęć pomocy przy prowadzeniu szpitala dla potrzebujących Joanna została odepchnięta przez ukochanego. Usłyszała, że nie mogą być razem, ponieważ on musi spłacić zaciągnięty u społeczeństwa „dług” i musi to zrobić w pojedynkę.

Joasia nie oponowała, nie chciała na siłę zatrzymywać Tomasza, płakała tylko cicho, a po jakimś czasie wstała, mówiąc: „Szczęść ci Boże”, na co odpowiedział: „Daj Panie Boże”.

Motyw domu w „Ludziach bezdomnych”


Motyw domu pojawia się w powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” w kontekście niemal każdego bohatera.

Opisywani przez narratora biedni mieszkańcy warszawskich ulic Krochmalnej i Cieplej byli zmuszeni mieszkać w ciasnych norach, wszystko było oblepione brudem, cuchnęło. Zanieczyszczone szlamem tereny były domem dla robotników, pracujących w uzdrowisku Cisy. Ich czworaki mieściły czasami po kilka rodzin, dzieci spały obok przechowywanych na zimę kartofli. Podobnie było z górnikami z kopalni „Sykstus” – opisane przez Żeromskiego obrazy, żywcem wyjęte z XIX-wiecznej Polski w niczym nie kojarzyły się z poczuciem ciepła i bezpieczeństwa, z jakim powinien kojarzyć się dom.

Dom okrutny, powodujący dreszcze na samo wspomnienie, był codziennością małego Tomasza Judyma. Nie zaznał w nim miłości czy chociażby spokoju. Gdy był dzieckiem, od ojca alkoholika zabrała go ciotka, w młodości kobieta lekkich obyczajów, a wtedy – hazardzistka.

Codziennie zapraszała wielu gości, z którymi grywała w karty. Traktowała małego Tomasza jak chłopca na posyłki, sypiał na sienniku w przedpokoju, który mógł rozłożyć dopiero po wyjściu ostatniego gościa. Nikt nie brał pod uwagę, że musiał wstawać najwcześniej, uprzątnąć siennik, biegać po sprawunki, służyć lokatorom (było ich coraz więcej), którzy często go bili:

„Prał mię, kto chciał: ciotka, służąca, lokatorowie, nawet stróż w bramie wlepiał mi, jeśli nie kułaka w plecy, to przynajmniej słowo, często twardsze od pięści. I nie było apelacji”.

Poszukiwanie prawdziwego domu cechuje zarówno Tomasza, jak i jego ukochaną, osieroconą w dzieciństwie Joannę.

Motywy sokratejskie w „Ludziach bezdomnych”


Motyw sokratejski pojawia się w powieści „Ludzie bezdomni” Stefana Żeromskiego w rozdziale „Pielgrzym”, gdy mowa o wolności człowieka ograniczonej jedynie ewentualną krzywdą bliźniego.

Watek ten został podjęty podczas dyskusji doktora Tomasza Judyma z jego przyjacielem, inżynierem Korzeckim, która miała miejsce w czasie wizyty u dyrektora kopalni „Sykstus”, Kalinowicza. Z ust gości padły wówczas słowa:

„Człowiek – jest to rzecz święta, której krzywdzić nikomu nie wolno. Wyjąwszy krzywdy bliźniego, wolno każdemu czynić, co chce(…)”.

Motywy platońskie w „Ludziach bezdomnych”


Motyw platoński występuje w powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni” w rozdziale „Daimonion”, w którym bohaterowie zastanawiają się nad prawem człowieka do samobójstwa.

Cierpiący na fizyczne i psychiczne osłabienie inżynier Korzecki popełnił samobójstwo, zostawiając uprzednio list skierowany do swojego przyjaciela Tomasza Judyma:
strona:   - 1 -  - 2 -  - 3 -  - 4 - 



  Dowiedz się więcej